W piątek jechałem na stadion linią S5, dziś wybrałem metro U12. Nie ma różnicy. Szedłem ze stacji tą samą drogą co w roku 2006, przed finałem mundialu. Nic się nie zmienia. Nawet przenośne bary i sklepy dla kibiców stoją w tych samych miejscach. Upał też taki sam, jak wtedy.
Biuro prasowe znajduje się pod trybunami, obok Bramy Maratończyków z igrzysk roku 1936. Na murze wyryte są nazwiska mistrzów olimpijskich. Polaków nie ma, żaden nie zdobył wówczas złotego medalu. Teraz, nad bramą, w charakterystycznym prześwicie trybun, umieszczono balon, wysoki na jakieś 15 metrów, w kształcie Pucharu Mistrzów. Przed finałem mundialu z tego miejsca śpiewała Shaquira.
Po obydwu stronach pucharu miejsca zajmą kibice Juventusu. Przygotowano dla nich białe i czarne plastikowe wdzianka z napisami, dotyczącymi finału. Kiedy włożą je na siebie, utworzą na trybunach biało-czarne pasy. Będą patrzeć na wielki herb swojego klubu, umieszczony na ziemi, za bramką.
Za drugą bramką znajduje się herb Barcelony, identycznych rozmiarów. Teraz, kiedy nie ma jeszcze ludzi, na trybunach widać napis, taki sam, jaki tworzą foteliki na Camp Nou: Mes que un club - więcej niż klub. Na każdym foteliku leżą flagi Barcelony, z bardzo widocznymi czerwono - żółtymi pasami, pochodzącymi ze sztandaru Katalonii. Kibice Barcy zapowiedzieli demonstrację na rzecz niepodległości Katalonii. Ciekawe jak to się odbędzie, ponieważ UEFA tępi tego rodzaju manifestacje na stadionach.
Turyńczycy rano opanowali Alexanderplatz przy domach towarowych. Ubrani w pasiaste biało - czarne, żółte lub niebieskie koszulki, rzadko noszą na plecach nazwiska graczy. Oczywiście mają je, ale równie często podkreślają identyfikację z miejscem na swoim stadionie. A więc nr 12, jako symbol dwunastego zawodnika i napis Curva Sud - Trybuna Południowa. Kibice Barcelony są w Berlinie bardziej widoczni. Wydaje się, że miasto opanowali: Messi, Suarez, Neymar a nawet Puyol, który już nie gra. Ale na koszulkach pozostał jako symbol trwałości.