Podobnego pytania nie sposób byłoby zadać w PRL: „rewizjonizm" należał do najcięższych i aż do 1989 roku surowo karanych przewin politycznych. Dziś z rozmową na ten temat nikt nie ma problemu, choć nie brak obserwatorów zwracających uwagę na wątłość niektórych więzi (ot, choćby rozsypka połączeń kolejowych!), dwuznaczność wielu inicjatyw „regionalistycznych" czy jednoznaczne ambicje RAŚ.
70 lat we wspólnych granicach to wiele – Europa pamięta jednak królestwa, które rozpadały się i po stuleciach... Póki jednak jedyna organizacja polityczna kwestionująca obecny przebieg granicy polsko-niemieckiej, czyli NPD, liczy sobie 7 tysięcy członków i zero posłów do Bundestagu – można wspominać czas „prawa i pięści".
Rocznicowo, ale i zgodnie ze swoim mandatem, zrobiło to Muzeum Historii Polski. Mamy zresztą w tym przypadku niewesoły zbieg okoliczności: od lat, mimo obietnic władz, pozbawione stałej siedziby muzeum (w marcu przyznano mu wreszcie lokalizację, ale w najlepszym razie pozostanie jeszcze bezdomne przez cztery lata) zaprezentowało – na warszawskim Krakowskim Przedmieściu i w internecie – wystawę poświęconą czasom, które jak żadne inne w dziejach Polski można by określić mianem „wędrówki ludów".
W latach 1945–1948 mamy bowiem do czynienia nie tylko – jak głosi tytuł wystawy – z „Przesuwaniem Polski" (przerysowywanie i przesuwanie granic można by ostatecznie uznać za esencję nowożytnej historii – wiele powiedzieć o tym mogłyby kroniki Nadrenii, Sarajewa czy Czerniowców), ale może przede wszystkim z przesuwaniem – wysiedlaniem, wyganianiem, osiedlaniem, tułaczką – Polaków. I nie tylko Polaków: jeszcze podczas wojny z terenów późniejszych Ziem Odzyskanych zostało ewakuowanych blisko 5 milionów Niemców.
Do roku 1950 wysiedlono ich kolejne 4 miliony: na ich miejsce przybyło blisko 4,8 miliona Polaków, spotykając na tych terenach blisko milion – by sięgnąć po jedno z najbardziej enigmatycznych określeń tamtego czasu – „ludności autochtonicznej". W efekcie w 1949 roku 48 proc. stanowili przesiedleńcy z innych regionów Polski, 28 proc. – „repatrianci" (to określenie w swojej istocie kłamliwe, ale utrwalone przez tradycję) z terenów odebranych Rzeczypospolitej w Jałcie, blisko 20 proc. – autochtoni (czyli Ślązacy, Mazurzy, Kaszubi i różne odcienie „tutejszych"), i aż 3,5 proc. – reemigranci i przybysze innych narodowości z kilkunastu krajów, od Jugosławii i Grecji po Francję.