Prokuratorzy referenci śledztwa smoleńskiego w dość prosty sposób mogą zidentyfikować osobę, która przekazała dziennikarzom nowe stenogramy z kabiny tupolewa.
Jak poinformowały w środę „Wiadomości" TVP 1, w ostatnim czasie do akt smoleńskiego śledztwa trafiły dwie wersje stenogramów opracowane na podstawie wykonanej ostatnio nowej kopii z czarnych skrzynek. Różnią się nieznacznie. Pod jedną podpisała się szefowa zespołu biegłych Grażyna Demenko, pod drugą inny biegły – Andrzej Artymowicz.
Informacja, która powstała w oparciu o słowa prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, została doprecyzowana przez jego rzecznika Mateusza Martyniuka. Stwierdził on w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że drugi materiał nie jest stenogramem, a opinią, która kwestionuje niektóre fragmenty pierwotnego opracowania. Opinie różnią się w elemencie dotyczącym najbardziej kontrowersyjnej kwestii – obecności w kokpicie dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika. Jedna przypisuje mu wypowiedzi z większym, druga z mniejszym prawdopodobieństwem. - Głównie chodzi o wypowiedzi dotyczące odległości - 300 metrów, 100 metrów, 230 metrów. To są te wypowiedzi, co do których powstaje między opiniami rozbieżność - mówił Seremet w późniejszym występie w TVN24.
W innym programie TVN24 pełnomocnik części rodzin ofiar Roman Giertych mówił, że widział dwa stenogramy. Polemizował jednak z tym co Seremet mówił o różnicach. - Pozwolę sobie wątpić w tezę, którą przedstawił pan prokurator generalny - powiedział Giertych. Seremet mówił, że ekspertyzy różnią się stopniem kategoryczności przypisania poszczególnych wypowiedzi określonym osobom - przekonywał.
W czwartek "Nasz Dziennik" opisał zastrzeżenia do stenogramów. Okazuje się, że biegły "skoncentrował się jedynie na odsłuchu nagrania dokonanego w Moskwie na początku ubiegłego roku w dobrej jakości słuchawkach". Całość nie została zweryfikowana analizą spektrograficzną.