Od kilku lat czynności służbowe w sądach wykonują ludzie z agencji pracy tymczasowej, a nie urzędnicy. Zyskują nieograniczony dostęp do akt i poufnych informacji. Tak być nie może – uznało Ministerstwo Sprawiedliwości i proponuje zmiany.
– O nowych, dodatkowych etatach nie ma mowy, nawet jeśli gdzieś brakuje pracowników. Jesteśmy związani budżetem, nie możemy sobie na nie pozwolić – przyznaje Wojciech Hajduk, wiceminister sprawiedliwości.
Choć dodatkowych pieniędzy na nowe etaty nie ma, resort znalazł sposób: przesuwa pieniądze z apelacji, które nie potrzebują aż tylu etatów lub potrzebują mniej, do miejsc najbardziej obciążonych. W ten sposób ministerstwo zamierza racjonalnie gospodarować kadrą urzędniczą.
– Na dalszą metę to zda egzamin, ale przenieść etat z apelacji do apelacji wcale nie jest łatwo. W dodatku musi to trochę potrwać. Na ten czas sądy radzą sobie jak mogą – tłumaczy wiceminister. I trudno nie przyznać mu racji.
Sposoby prezesów sądów rejonowych w największych miastach na brak rąk do pracy to koordynatorzy prawni zatrudniani przez agencje pracy tymczasowej, nieodpłatni stażyści po ukończonych studiach prawniczych (wolontariat) albo absolwenci prawa na umowach-zleceniach. Blisko 600 pracowników tymczasowych pracuje w sądach apelacji warszawskiej, kilkudziesięciu – krakowskiej i katowickiej. Podobnie jest w innych większych miastach.