Miałem szczęście, znalazło się dla mnie jeszcze łóżko – mówi dziennikowi „Guardian" David Cunningham, pacjent publicznego szpitala w Portsmouth. – A potem... Patrzyłem przez okno i nie mogłem uwierzyć. Przed budynkiem parkowały karetki, które czekały po kilka godzin z chorymi, aż przyszedł ktoś z pomocniczego personelu medycznego, bo lekarzy było zbyt mało. Pacjentów starano się ratować na miejscu.
Cunningham nie przesadza.
– Po prostu nie było gdzie tych ludzi umieścić. Nie mogliśmy inaczej postąpić – potwierdza Sara Guilt, pielęgniarka.
Brytyjska publiczna służba zdrowia od dawna ma kłopoty. Ale w ostatnim czasie są one drastyczne. Powód? Przy oszczędnościach budżetowych narzuconych przez konserwatywnego premiera Davida Camerona państwo nie jest w stanie nadążyć za potrzebami spowodowanymi gwałtownie rosnącą liczbą imigrantów. Brak też środków na budowę wystarczającej liczby szkół czy mieszkań socjalnych dla przyjezdnych.