W ten sposób lansowana od wielu lat idea budowy europejskiego superpaństwa ze wspólną walutą przechodzi do lamusa.
Najnowszy pomysł w tej sprawie wyszedł dwa tygodnie temu od prezydenta François Hollande'a. Poparł go minister finansów Włoch Pier Carlo Padoan. Zakłada powołanie budżetu dla Eurolandu zasilanego specjalnymi podatkami i kontrolowanego przez odrębny parlament. Politykę gospodarczą unii walutowej miałby prowadzić także odrębny europejski minister finansów. Obowiązywałyby tu jednolita pensja minimalna i takie same podatki od zysku przedsiębiorstw. Zdaniem Paryża i Rzymu to jedyny sposób, aby uniknąć powtórki z kryzysu w Grecji.
Ale wpływowa rada ekonomiczna przy kanclerz Niemiec widzi sprawy inaczej. Uważa, że to właśnie francusko-włoski plan jest receptą na porażkę. Uznała, że Hollande chce budować „unię transferową", układ, w którym podatnicy bogatszych krajów (czytaj: Niemcy) finansują kraje uboższe (czytaj: Francję). To zdaniem niemieckich ekonomistów prostą drogą doprowadzi do poluzowania dyscypliny finansowej w strefie euro. Tym bardziej że pomysł Paryża i Rzymu wcale nie zakłada przejęcia przez Brukselę kontroli nad wydatkami Eurolandu.
W zamian niemieccy ekonomiści proponują mechanizm wyrzucania ze strefy euro krajów permanentnie lekceważących zobowiązania budżetowe.
– Wyjście kraju członkowskiego z Eurolandu nie może być dłużej tematem tabu. Inaczej taki kraj będzie szantażował swoich partnerów – tłumaczy Lars Feld, członek rady.
Kanclerz Niemiec nie jest związana stanowiskiem rady, ale poważnie traktuje jej zalecenia. Szczególnie że niemiecka opinia publiczna jest zmęczona finansowaniem kolejnych krajów-bankrutów, głównie Grecji.