Rosjanie także rozbudowali aparat bezpieczeństwa. Ale w przeciwieństwie do USA Państwo Islamskie ma w Rosji potężną bazę, bo od pewnego czasu penetruje północny Kaukaz. Do tej pory organizowane tam były izolowane zamachy, Kreml mógł to zlekceważyć. Teraz jednak Moskwa staje w obliczu groźby powstania ruchu oporu na skalę całego regionu. Na Kaukaz dociera coraz więcej wyszkolonych bojowników z Syrii i Iraku, Państwo Islamskie finansuje zakup broni i korumpowanie rosyjskich władz. Powoli oddzielne grupy bojowe stają się zwartą organizacją. Jej epicentrum znajduje się w Dagestanie i Inguszetii. To są regiony, których Federalna Służba Bezpieczeństwa właściwie nie kontroluje: jedyne dane, które zdobywa rosyjski wywiad, pochodzą z elektronicznego nasłuchu i od schwytanych bojowników, którzy są torturowani. Na miejscu rosyjskie służby nikogo nie mają. Dlatego Państwo Islamskie może się tu rozwijać swobodnie. Ma też przyzwolenie lokalnej ludności, która została opuszczona przez rosyjskie państwo.
Dżihadyści mogą zorganizować zamachy terrorystyczne także w głębi Rosji?
Islamiści i tu mają poważny atut: imigrantów z Azji Środkowej, głównie Uzbekistanu, Tadżykistanu, Turkmenii. Pracują oni przy budowie nowych linii metra w Moskwie, wydobyciu ropy na Syberii. I coraz więcej z nich przyłącza się do radykalnych organizacji. Żadne państwo w takiej sytuacji nie jest w stanie w 100 procentach zabezpieczyć się przed zamachem. Brytyjczycy, walcząc z IRA, najpotężniejszą organizacją terrorystyczną naszych czasów, pokazali, że ważniejsza od wykrywaczy metalu jest determinacja społeczeństwa. Bo to jest walka rozpisana na lata. Tymczasem poparcie dla Władimira Putina w rosyjskim społeczeństwie, pozornie wysokie, jest tak naprawdę ulotne. Szybko może się załamać, kiedy dojdzie do spektakularnego zamachu w centrum Moskwy. Wtedy Rosjanie zrozumieją, że interwencja w Syrii była błędem – zamiast uchronić kraj przed terroryzmem, sprowokowała go. Tego żadna propaganda nie uciszy.
Interwencja w Syrii może się skończyć upadkiem reżimu Putina, jak wojna w Afganistanie wydatnie przyczyniła się do rozpadu ZSRR?
Afganistan to była operacja o zupełnie innej skali. Milion radzieckich obywateli przeszło przez tę wojnę. Ale są podobieństwa, bo w Syrii mamy klasyczny przykład stopniowego wciągania Rosji w niechcianą wojnę. Na początku władze sądziły, że to będzie ograniczona w czasie i skali operacja. Ale już widać, że 30 rosyjskich bombowców nie zmieni kierunku wojny, co najwyżej opóźni upadek reżimu Asada. Prędzej czy później Rosjanie zaczną zaś ponosić dotkliwe porażki: stracony samolot, schwytany rosyjski pilot, któremu obcięto głowę. I jak na to zareaguje Putin? Znając jego charakter, nie wycofa się. Raczej będzie eskalował interwencję. Tyle że Rosjanie nie mają na to środków: aby utrzymać zaopatrzenie, musieli wynająć tureckie statki. ZSRR miał o wiele potężniejszą od Rosji armię, a i tak prowadził główne operacje wojskowe u swoich granic – Afganistan, Czechosłowacja, Węgry – bo z interwencją na Kubie czy w Angoli było o wiele trudniej. Dla dzisiejszej Rosji to jeszcze większe wyzwanie.
George Friedman, szef Stratforu, powiedział „Rz", że Putin przeprowadził tę operację za wiedzą Baracka Obamy, który chciał zrzucić na kogoś brudną robotę w Syrii.