Luksemburg nie rozliczył przeszłości

70 lat po wojnie naukowiec odnalazł w archiwach państwowych listę polskich Żydów wysłanych na zagładę przez kolaboracyjne władze Luksemburga.

Aktualizacja: 25.11.2015 23:12 Publikacja: 25.11.2015 17:48

Luksemburg nie rozliczył przeszłości

Foto: 123RF

– Kolaboracja luksemburskich władz państwowych z nazistami w sprawie prześladowania Żydów bardzo długo była tu tabu. Jak w wielu krajach zachodnioeuropejskich, w Luksemburgu także pielęgnowano mit ruchu oporu przeciwko niemieckim okupantom – mówi „Rz" Denis Scuto, profesor luksemburskiej historii współczesnej na Uniwersytecie Luksemburskim.

(Pierwsza strona listy polskich Żydów sporządzona przez luksemburskie władze kolaboracyjne w listopadzie 1940 roku. Są na niej kolejno: numer akt osobowych, nazwisko, imię, data i miejsce urodzenia, wykonywany zawód (np. krawiec, malarz pokojowy, uczeń, modystka, handlowiec) i miejsca zamieszkania)

To on dwa tygodnie temu odnalazł w archiwach państwowych listę kilkuset polskich Żydów, którą w listopadzie 1940 roku sporządził kolaboracyjny rząd Luksemburga (po niemiecku Verwaltungskommission; funkcjonował do grudnia 1940 r.) i przekazał gestapo. Lista stała się podstawą do wywiezienia Żydów do gett na terenie okupowanej Polski. Wielu trafiło potem do Auschwitz. Wiadomo o pojedynczych przypadkach Żydów z tej listy, którzy przeżyli. I to dlatego, że nie trafili do transportów kolejowych na wschód.

Luksemburczycy dopiero siedem dekad po wojnie debatują o zbrodniczej przeszłości swojego kraju. A w kolaboracji z Trzecią Rzeszą Luksemburg był w ścisłej europejskiej czołówce, wyprzedza zdecydowanie sąsiednie kraje – Francję i Belgię.

A do dzisiaj w Luksemburgu nawet nie postawiono pomnika ofiarom luksemburskich kolaborantów. Ma dopiero powstać, podobnie jak instytut zajmujący się ciemną historią wojenną Wielkiego Księstwa. Dopiero kilka miesięcy temu parlament luksemburski przyjął rezolucję, w której przeprosił Żydów za cierpienia zadane im przez kolaboracyjne władze.

Sprawa jest drażliwa także dlatego, że jednym z polityków, który odpowiada za ukrywanie prawdy, jest Jean-Claude Juncker, kilkanaście lat stojący na czele rządów luksemburskich. Zainteresował się nią dopiero w 2012 roku (premierem był od 1995 roku) pod wpływem przeprosin wobec Żydów złożonych przez szefa rządu Belgii. Teraz Juncker, jako szef Komisji Europejskiej, specjalizuje się w wytykaniu rzekomych win narodom Europy Środkowo-Wschodniej.

Los Diny Grossvogel

Profesor Scuto poszukiwał dokumentów przez dwa i pół roku. Skłonił go do tego e-mail dotyczący 18-letniej w momencie sporządzania listy Żydówki. Losem Diny Grossvogel, utalentowanej pianistki, córki Żydów urodzonych w Polsce (ojciec w Łodzi, matka Róża Makarowska w Warszawie), zainteresował go syn jej dawnej koleżanki.

– Ona nie wiedziała, czy Dina przeżyła. A była na liście, na podstawie której gestapo deportowało pierwszym pociągiem 500 Żydów, w tym 300 z Luksemburga. Pociąg ruszył w październiku 1941 roku, a punktem docelowym było getto łódzkie – opowiada historyk.

Okazało się, że Dinę Grossvogel uratował dyrektor konserwatorium, w którym się uczyła. Potem trafiła do Brukseli dzięki młodszemu bratu Leo, który zaangażował się w belgijski ruch oporu. Leo został zabity pod koniec wojny w obozie koncentracyjnym. Dina przeżyła, ale nie była akceptowana ani w Belgii, ani w Luksemburgu i wyjechała do Izraela, gdzie zmieniła nazwisko. Zmarła w wieku 91 lat, zanim prof. Scuto odnalazł jej rodzinę i zanim parlament Wielkiego Księstwa zabrał się za przygotowywanie rezolucji, w której uznano „odpowiedzialność luksemburskiej władzy publicznej za poczynione wykroczenia" społeczności żydowskiej w czasie wojny. Rezolucję przyjęto jednogłośnie 9 czerwca 2015 roku. Jednocześnie rząd obiecał zadośćuczynić „członkom społeczności żydowskiej zamieszkałym w Luksemburgu na początku wojny bądź też uchodźcom z innych krajów przed atakiem nazistowskiego horroru".

Syn Diny napisał potem profesorowi, że mieszkając w Izraelu, nie chciała opowiadać o przeszłości, o prześladowaniach Żydów i niechęci do niej w Luksemburgu i Belgii.

Listę, na której jest nazwisko Diny Grossvogel, historyk odnalazł w tzw. archiwum gauleitera (500 metrów papierów). W latach 60. wróciło ono z Niemiec do Luksemburga. – To archiwum jest częścią archiwów państwowych. Dziwne, że nikt tego wcześniej nie znalazł. Albo nie chciał – podkreśla Denis Scuto.

Tysiące kolaborantów

Szokujące są liczby dotyczące zaangażowania Luksemburczyków w zbrodniczy system Trzeciej Rzeszy. Kraj miał wówczas 300 tysięcy mieszkańców. Z tego 8–10 tysięcy było w ruchu volksdeutschów opowiadających się za włączeniem Luksemburga do Trzeciej Rzeszy, 4 tys. należało do NSDAP, 10 tys. opuściło kraj wraz z wycofującymi się Niemcami.

Zaraz po wojnie zaczęły się rozliczenia, które odbywały się tym razem w skrajnie antyniemieckiej atmosferze. Ponad 5 tysięcy kolaborantów skazano, co procentowo, jak mówi prof. Scuto, daje się porównać tylko z Norwegią. 1300 Luksemburczyków usłyszało kary ponad trzech lat więzienia i utraty praw publicznych. 12 skazano na śmierć (osiem wyroków wykonano).

– W latach 50. przyjęto ustawy amnestyjne, by ci, którzy zostali pozbawieni praw, mogli pracować. Prawie wszyscy byli zadowoleni, że można zapomnieć. Była zimna wojna, potrzebna była stabilizacja, byli nowi wrogowie. Ale to zaskakujące, że tak długo trwało, aż sobie uświadomiono, jaka była rzeczywistość – mówi prof. Scuto.

Oprócz mitu luksemburskiego ruchu oporu pielęgnowano mit o Luksemburczykach na siłę wcielanych do Wehrmachtu.

Zadanie dla Polski

Na liście odnalezionej przez historyka z Uniwersytetu Luksemburskiego jest 471 nazwisk. Wiele z tych osób urodziło się w Polsce, choć nie wszyscy (niektórzy w Niemczech lub Wielkiej Brytanii), część mieszkała w Luksemburgu nawet 20 lat przed II wojną.

– Nie możemy powiedzieć, czy wszyscy byli obywatelami Polski. To trzeba dopiero sprawdzić – mówi „Rz" Bartosz Jałowiecki, ambasador Polski w Luksemburgu.

Ambasador poinformował o znalezionej liście MSZ i IPN oraz zwrócił się do MSW o wskazanie osoby, która zajmie się sprawdzaniem obywatelstwa zamieszczonych na niej Żydów.

– Kolaboracja luksemburskich władz państwowych z nazistami w sprawie prześladowania Żydów bardzo długo była tu tabu. Jak w wielu krajach zachodnioeuropejskich, w Luksemburgu także pielęgnowano mit ruchu oporu przeciwko niemieckim okupantom – mówi „Rz" Denis Scuto, profesor luksemburskiej historii współczesnej na Uniwersytecie Luksemburskim.

(Pierwsza strona listy polskich Żydów sporządzona przez luksemburskie władze kolaboracyjne w listopadzie 1940 roku. Są na niej kolejno: numer akt osobowych, nazwisko, imię, data i miejsce urodzenia, wykonywany zawód (np. krawiec, malarz pokojowy, uczeń, modystka, handlowiec) i miejsca zamieszkania)

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia