Ukraiński prezydent nie mógł wybrać bardziej symbolicznej daty. Zwołany z jego inicjatywy szczyt z udziałem Angeli Merkel i François Hollande'a odbędzie się w 24. rocznicę ogłoszenia niepodległości Ukrainy – dniu, w którym wielu Ukraińców obawia się wznowienia rosyjskiej ofensywy w Donbasie.
– Jesteśmy pełni obaw – przyznał przed spotkaniem szef francuskiej dyplomacji Laurent Fabius. – Działania wojskowe muszą zostać wstrzymane, a ciężkie uzbrojenie wycofane. Ale musimy także stworzyć warunki do przeprowadzenia wyborów w Donbasie. Mam nadzieję, że w poniedziałek będziemy mogli posunąć się w obu tych kwestiach – dodał.
Rosja czeka
Znaczne oczekiwania wobec szczytu w Berlinie ma także Rosja. Kreml w ostatnich dniach sygnalizował, że w spotkaniu powinien wziąć udział czwarty uczestnik rokowań w tzw. formacie normandzkim, Władimir Putin. Na to z powodu oporu Poroszenki nie zgodzili się gospodarze. W tej sytuacji szef rosyjskiego MSZ Sergiej Ławrow wyraził nadzieję, że Merkel i Hollande choć trochę wyręczą prezydenta Rosji.
– Naszym zdaniem należy wzmocnić presję na Kijów, aby wprowadził w życie porozumienia i zobowiązania ustalone w Mińsku. Mamy nadzieję, że Niemcy i Francja, które są gwarantami tego porozumienia, to uczynią – dodał Ławrow.
Aby wzmocnić ten przekaz, przynajmniej od trzech tygodni z polecania Kremla rosyjscy separatyści nasili ostrzał artyleryjski linii rozjemczej. Kilka dni temu doszło nawet do regularnej bitwy o strategicznie położoną między Donieckiem i Mariupolem miejscowość Starognatiwka. Zdaniem Kijowa walk na taką skalę nie było od zawarcia drugiego porozumienia w Mińsku w lutym.