Kiedy przekracza się białoruską granicę, nic nie wskazuje na to, że wjeżdża się do kraju, w którym od ponad dwóch dekad panuje „ostatnia dyktatura w Europie". Szerokie, zadbane drogi, czyste ulice miast, wypełnione produktami sklepy i uśmiechnięci, gościnni ludzie. Wszystko uroczo i pięknie, lecz gdy zaczyna się rozmawiać z mieszkańcami białoruskich miast, okazuje się, że uśmiech na ich twarzach nie zawsze jest szczery. Niewiele powodów do radości mają mieszkańcy białoruskiej prowincji i nie jest to związane z trudną sytuacją polityczną w tym kraju, ponieważ, jak mówią, polityka ich najmniej obchodzi.
Katastrofa na prowincji
– Pracuję na 2/3 etatu w kołchozie i zarabiam zaledwie 1,5 mln białoruskich rubli [około 400 zł] miesięcznie, które są wypłacane w kilku ratach. To nie jest jeszcze najgorzej, ponieważ w pobliskich przedsiębiorstwach ludzie w ogóle nie otrzymują wypłat od kilku miesięcy – mówi w rozmowie z „Rz" pracownik jednego z państwowych gospodarstw wiejskich z okolic miejscowości Miadziół niedaleko granicy z Litwą.
Przeżyć za te pieniądze jest dużym wyzwaniem. Ceny są podobne do polskich, a niektóre produkty (np. wyroby mięsne) są o kilkanaście procent droższe. Biorąc pod uwagę czynsz, który np. za dwupokojowe mieszkanie na białoruskiej prowincji wynosi równowartość 100 zł, utrzymać się za tak niską wypłatę jest wręcz niemożliwe.
W dodatku na początku kwietnia Aleksander Łukaszenko podpisał ustawę „o pasożytnictwie". Zgodnie z nią obywatele Białorusi oraz cudzoziemcy mieszkający w tym kraju na stałe, którzy od 1 stycznia 2015 r. nie odprowadzają podatków lub pracują mniej niż 183 dni kalendarzowe w roku, są zobowiązani do wniesienia rocznej opłaty w wysokości 3,6 mln rubli białoruskich (około 900 zł). Nie pozostaje nic innego, jak pracować za darmo dla państwa, by nie dołączyć do szeregów białoruskich „pasożytów".
Według danych białoruskiego Państwowego Komitetu Statystycznego tylko w powiecie miadzielskim kilkanaście przedsiębiorstw (rolnicze i budowlane) od ponad pół roku nie wypłaca swym pracownikom pensji.