Tradycję darowywania indykom życia na czwarty czwartek listopada zapoczątkował George Bush senior w 1989 roku. Dla pewności zwierzęta są przygotowywane na oficjalną uroczystość w parach, gdyby miało się okazać, że jeden z nich nie do końca przejmie się występem przed prezydentem i kamerami.

W tym roku indyki nazywały się odpowiednio na cześć "uczciwości" i prezydenta Lincolna. O ile imię pierwszego "Honest" przeszło bez echa, to drugie, "Abe" (zdrobnienie od Abrahama) bardzo rozśmieszyło Chińczyków. Dla Abe to przede wszystkim obecny premier Japonii, Shinzo Abe.
Chiny mają z Japonią na pieńku. Od lat toczy się spór o wyspy, wpływy i militarną obecność w regionie. Tokio liczy na kluczowego sojusznika, Stany Zjednoczone i zdaje sobie sprawę, że bez ich pomocy działania Chin z pewnością byłyby bardziej stanowcze i bezkompromisowe. Tym bardziej zatem możemy sobie wyobrazić, jak zadziałało w chińskich mediach przedstawienie szefa japońskiego rządu jako biednego indyka oszczędzonego łaskawie przez Barack Obamę.

Tegoroczne okazy indyków nazywały się przed ceremonią odpowiednio Tom 1 oraz Tom 2. Mają cztery miesiące, wiele doświadczenia przed kamerami i zdołały pokonać 50 konkurentów starannie wyselekcjonowanych z najlepszej indyczej farmy koncernu Foster Farms. Należą do rasy o nazwie Nicolas White słynnej z bardzo białych piór oraz dużych korpusów. Czeka je jeszcze życie luksusowe, jednak dość niedługiej, ponieważ przedstawiciele Nicolas White zamiast tradycyjnych dla indyków 5 lat żyją jedynie 2 lub góra 3 lata.