We wszystkich badaniach opinii publicznej Japończycy wypadają jako naród niezwykle przywiązany do religii. Ponad połowa z nich przyznaje się zarówno do buddyzmu, jak i do shintoizmu. Jedna religia nie przeszkadza drugiej, do tradycyjnych rytuałów zaprzęga się także nowoczesną technologię. Niczym niezwykłym nie są już pogrzeby robotów-psów prowadzone zgodnie z rytuałem shinto czy też zautomatyzowane cmentarze buddyjskie, w których wykupuje się jedynie cyfrowy obrazek Buddy na jednym wielkim ekranie. 

Okazuje się jednak, że i ten świat japońskiej religijności pomału odchodzi do przeszłości. Analitycy twierdzą, że w ciągu najbliższych 25 lat co trzecia świątynia zostanie zamknięta. Oznacza to, że dotknie to 27 tys. z 77 tys. wszystkich chramów, świętych miejsc oraz punktów kultu w Japonii. 

Buddyzm przechodzi kryzys. Religia, którą sprowadzono z Korei w VI w. n.e. nie jest w stanie zaspokoić bieżących potrzeb nowoczesnego społeczeństwa, nawet sięgając po cyfrowe nowinki. Odchodzą od niej głównie młode Japonki mieszkające we wsiach. Ze względu na zmiany demograficzne oraz społeczne przenoszą się one do miast, wsie wyludniają się i nie ma kto zajmować się dbaniem o świątynie. Społeczeństwo starzeje się w bardzo szybkim tempie, a młodzi nie mają wystarczających oszczędności, by móc pozwolić sobie na kosztowne ceremonie pogrzebowe zgodne z buddyjskimi wymogami. Kapłani nie są potrzebni jak kiedyś i to także powoduje, że z każdym rokiem coraz bardziej się o nich zapomina. Najczęściej buddyzm kojarzy się więc obecnie z pogrzebami, przypisując religii rolę zbytku w nowoczesnej rzeczywistości.