Zwycięstwo młodego norweskiego skoczka musiało się podobać. Tande w obu seriach przekroczył 140 m, nie przeszkadzały mu kaprysy wiatru na Vogtland Arena ani presja rywali. Efektownie wyprzedził tych, którzy tworzyli główne emocje ubiegłorocznego Pucharu Świata – Słoweńca Petera Prevca i Niemca Severina Freunda.
O Polakach można napisać tylko tyle, że byli w Klingenthal, lecz przemknęli przez treningi, kwalifikacje i oba konkursy niemal niezauważeni. Gdyby nie pierwszy ładny skok Kamila Stocha w niedzielę – 137 m i obiecująca piąta pozycja po pierwszej serii, to ich start wypadłby bardzo źle. Po drugim, nieco słabszym skoku (125 m) lider polskiej drużyny spadł wprawdzie o osiem miejsc, ale przynajmniej pozostało wrażenie, że mistrz olimpijski nie jest daleko od zwykłego poziomu. Reszta – jest.
Bartłomiej Kłusek nie przeszedł kwalifikacji, choć wymagania nie były wysokie. Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Maciej Kot, Klemens Murańka i Jan Ziobro awansowali (ten ostatni tylko dzięki dyskwalifikacji Roberta Kranjca), lecz zakończyli rywalizację na jednym skoku.
Norwegowie odnieśli najpierw małe zwycięstwo w kwalifikacjach – wygrał je Johann Andre Forfang. Potem się okazało, że młodzi następcy Andersa Bardala i Andersa Jacobsena mogą być trzecią siłą światowych skoków, obok Niemców i Słowenii. Tande (rocznik 1994) startuje w PŚ od stycznia 2014 roku. Jeszcze niedawno był w kadrze B, ale wywalczył miejsce w ekipie na Klingenthal po udanych skokach w lecie.
Pierwszy weekend ze skokami pokazał jeszcze, że wielki talent do skoków ma młodszy brat Petera Domen Prevc (był ósmy), że wciąż trzeba się kłaniać w pas 43-letniemu Noriakiemu Kasai (piąty), nie trzeba skreślać Simona Ammanna (14.) i trzeba jednak czekać na wielki powrót Gregora Schlierenzauera (Austriak miał tylko jeden udany skok).