Medale z małego pokoju

Gdyby wszyscy Polacy biegający na co dzień i od święta założyli partię polityczną, byłaby to jedna z najpotężniejszych sił w kraju.

Publikacja: 29.09.2015 21:02

Medale z małego pokoju

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Patrzyłem na Maraton Warszawski i towarzyszące mu biegi z jakąś wewnętrzną satysfakcją. Tysiące ludzi połączonych wspólną pasją. To zaczyna się rano w metrze. Wiele osób jedzie już przygotowanych do biegu, z numerami przyczepionymi do koszulek. Patrzą na siebie, swoje buty, zegarki, pulsometry, ale jakoś tak inaczej niż jeszcze kilkanaście lat wcześniej, kiedy o wszystko było trudno. Nie ma podziałów na tych, których stać na dobry sprzęt i gadżety, oraz takich, którzy nie mogą sobie na to wszystko pozwolić.

Jest tak jak w piłce: tam sprzęt nie gra, tu – nie biega. Liczy się człowiek. Wszyscy dostaną identyczne medale. Kiedy będą wracać tym samym metrem, na szyjach będą dumnie prezentować medale, wzbudzające zainteresowanie i szacunek innych podróżnych.

Biegi są  jedną z nielicznych form rywalizacji, w których przeciwnikiem nie jest druga osoba. To rodzaj alpinizmu na ulicy. Tam pokonujesz górę, tutaj walczysz z kilometrami i ze sobą. Tych, którzy przyjeżdżają po zwycięstwo i nagrody, 99 procent uczestników maratonu nawet nie zobaczy. Wyruszą na trasę z pierwszej linii i pierwsi do niej dotrą. Pozostali mają do pokonania tylko siebie, czyli tak naprawdę – czas.

Ja już nie biegam. Zakończyłem „karierę", nim ją rozpocząłem, półmaratonem od pomnika ku czci poległych stoczniowców w Gdańsku do pomnika w Gdyni. To było w roku 1990, podczas igrzysk z okazji dziesiątej rocznicy powstania „Solidarności". Miałem jakiś beznadziejny czas, znacznie poniżej możliwości. Źle rozłożyłem siły, bałem się, że nie wytrzymam, i kiedy zacząłem biec szybciej, było już za późno. Nie mam nawet medalu, bo wtedy ich jeszcze wszystkim uczestnikom nie dawano. Nie mogłem też wziąć rewanżu na organizmie, ponieważ nie było po temu okazji.

W ubiegłym roku w samej tylko Warszawie odbyło się ponad 150 biegów masowych. Mniej więcej jeden co drugi dzień. Każdy może sobie wybrać, jaki chce. W zależności od dystansu, miejsca, nazwy nawet. Od Żołnierzy Wyklętych po ogród zoologiczny. Mają więc przy okazji walor edukacyjny. Już od kilku lat popularna jest też tzw. turystyka biegowa. Z uczestnikami maratonów i półmaratonów jeżdżą członkowie ich rodzin, żeby przy okazji pozwiedzać Warszawę, Berlin, Paryż, Budapeszt, Londyn... Na targach organizowanych na Stadionie Narodowym przy okazji Maratonu Warszawskiego znalazły się stoiska organizatorów biegów w innych miastach – od Łodzi po Rzym. I już parę osób zaczęło patrzeć, jak w kwietniu 2016 roku najtaniej dotrzeć do stolicy Włoch.

Biega niemal cała moja rodzina. Oni wszyscy planują zajęcia zawodowe według kalendarza startów. Nie są wariatami, muszą pracować, mają pasję. W ich mieszkaniach, tak samo jak w mieszkaniach setek tysięcy innych osób w Polsce i za granicą, wiszą na ścianie małego pokoju specjalne listwy (też można je kupić na stoiskach obok startu), na których zawiesza się medale. Są różne nazwy kategorii. Od „42,195" przez „Półmaraton", „10 km", „5 km" po „Biegam sobie".

Wszyscy sobie biegają, uprawiając sport dający niezwykłą przyjemność, może jedyny, w którym nie ma idoli i bohaterów. Każdy chłopiec mały i starszy chciałby grać jak Leo Messi, Cristiano Ronaldo i Robert Lewandowski. W biegach kogoś takiego nie ma. Tysięcy biegaczy raczej nie interesuje trupa jednakowych Afrykanów, jeżdżących po całym świecie i traktujących maratony jako źródło zarobku. Nawet oni, cudownie uzdolnieni, korzystają z dopingu (tak uważa jedyna polska mistrzyni świata w maratonie Wanda Panfil). Nawet Angielka Paula Radcliffe, biegaczka z najlepszym czasem w historii kobiecego maratonu, w związku z podejrzeniami o doping bardzo sobie popsuła wizerunek.

Normalni biegacze nie stosują dopingu, nie zarabiają na biegach, lecz jeszcze do nich dokładają. Oto amatorstwo w czystej postaci. Biegajcie sobie zdrowo i szczęśliwie.

Patrzyłem na Maraton Warszawski i towarzyszące mu biegi z jakąś wewnętrzną satysfakcją. Tysiące ludzi połączonych wspólną pasją. To zaczyna się rano w metrze. Wiele osób jedzie już przygotowanych do biegu, z numerami przyczepionymi do koszulek. Patrzą na siebie, swoje buty, zegarki, pulsometry, ale jakoś tak inaczej niż jeszcze kilkanaście lat wcześniej, kiedy o wszystko było trudno. Nie ma podziałów na tych, których stać na dobry sprzęt i gadżety, oraz takich, którzy nie mogą sobie na to wszystko pozwolić.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową