Były czasy, gdy to studenci wywoływali w Japonii prawdziwe uliczne bitwy. Lata 60. ubiegłego wieku przynosiły co kilka lat protesty z udziałem młodzieży z uniwersytetów. W cenie było uczęszczanie na kierunki humanistyczne, filozofię i literaturę. Dziś wygląda na to, że to uczelnie chcą się zemścić za tamtejsze nadszarpnięcie ich reputacji.

Oczywiście to jedynie żart, ale historia zatacza niecodziennie nieprzypadkowe koło. Japońskie ministerstwo edukacji wydało rozporządzenie, w którym nakazuje wszystkim państwowym uniwersytetom zamknięcie wydziałów nauk społecznych oraz humanistycznych. Dotychczas 26 z 60 uczelni zastosowało się do nowych wymogów. Katedry są zamykane lub przekształcanie w takie, które lepiej mają spełnić aktualne wymagania społeczeństwa.

Rozporządzenie ministerstwa pojawiło się dokładnie 8 czerwca 2015 roku. Wysłał je oficjalnym listem skierowanym do uczelni Hakubun Shimomura, szef resortu. Według niego reforma jest konieczna, ponieważ liczba studentów maleje a wraz z nią zapotrzebowanie na nowych pracowników kończących wspominane kierunki. Japonia przechodzi wiele zmian demograficznych i ekonomicznych, nie pozostają one bez wpływu na funkcjonowanie sektora szkolnictwa wyższego. Ministerstwo między wierszami dało do zrozumienia, że jednostki nie dostowujące się do nowych zaleceń nie będą mogły liczyć na finansowa pomoc państwa.

Co kryje się za ta zmianą podejścia japońskiego rządu? Strategia premiera Shinzo Abe zwana "abekonomią" zakłada, że uniwersytety mają dostarczać kadry dostosowane do aktualnych potrzeb krajowej gospodarki. Abe już przed rokiem podkreślał wagę przekierowywania umiejętności akademickiej nauki z teoretycznych studiów o chwilowo mniejszej przydatności gospodarczej gospodarczej w stronę edukacji praktycznej. Liczba studentów ma według prognoz zmniejszyć się nawet o jedną trzecią w ciagu 15 lat, szacunki mówią o zmianie ze 650 tys. studentów w 2018 roku do 450 tys. w 2031. Pociąga to za sobą wzrost konkurencji pomiędzy uczelniami prywatnymi. Blisko połowa z nich (40 proc.) już od ubiegłego roku prowadzi zajęcia dla niepełnych roczników.

Komentarze opinii publicznej jak na razie są podzielone. Szkolnictwo wymaga zmian, ale jako fundament tych najważniejszych, stanowiących podstawę demokracji uważa się właśnie rozwój uniwersyteckiego myślenia na sposób humanistyczny. Niektórzy publicyści zaczynają porównywać kierunek reform do zmian, które cechują rządy totalitarne. Co ciekawe przewodniczący najważniejszej w Japonii rady biznesu, tzw. Keidanrenu, jest innego zdania niż ministerstwo edukacji. Według niego w trudnych ekonomicznie czasach przedsiębiorstwa potrzebują nie samych fachowców od nauk ścisłych, ale młodych ludzi potrafiących myśleć dynamicznie i patrzeć na problemy pod szerszym kątem.