Poranne karmienie to rytuał, który jest zawsze tak samo przyjemny, niezależnie od pogody. Napełniam wiadra owsem, ziołami i zanoszę do boksów. Kilka minut na kawę na werandzie, też niezależnie od pory roku i pogody... Wypuszczam konie. W rozrzedzającej się powoli mgle majaczy osiem brył, sześćsetkilowych płochliwych zwierzaków z zadowoleniem jedzących siano... Tak czas minie im do popołudnia. Mój czas będzie biegł nieco szybciej... Śniadanie, kolejna kawa, zakupy, poczta, uzupełnianie zdjęć na fanpage'u stajni, rozpisanie treningów, kilka telefonów, sprzątanie stajni, przygotowanie placu na treningi. Po południu to, co kocham w tej pracy najbardziej: praca z klientami, z jeźdźcami. Wieczorem zganiamy konie, a potem, najczęściej do nocy, jeszcze rozmawiamy o nich przy szklance herbaty albo domowego śliwkowego wina.

Mam 32 lata, mam zaszczyt i przywilej robić to, o czym marzyłam od dziecka, i kocham moją pracę. Jestem instruktorem jazdy konnej we własnej firmie. Dziś przeciętny dzień wygląda właśnie tak, ale nie zawsze tak było... Marzenia się nie spełniają same, trzeba o nie walczyć, a czasami wydrapać je życiu pazurami. I ono się nie zemści, lecz doceni, pomoże, podeśle szczęście, ludzi, którzy pojawią się we właściwym momencie, tylko trzeba odwagi. Po roku liceum, które miało otworzyć drogę na weterynarię, okazało się, że kilkanaście kilometrów od rodzinnego Wrocławia otwarto technikum hodowli koni. Wybór był tylko jeden i... znów pierwsza klasa. W międzyczasie wolontariat na hipoterapii, uprawnienia sędziego, wiele nauki dzięki praktykom w SK Pępowo i na Wrocławskim Torze Wyścigów Konnych.

Studia, jednak zootechnika, nie weterynaria, i kolejna zmiana – po dwóch latach na turystykę i rekreację. Wszystko po to, by być bliżej koni i pracy w stajni. Coraz więcej doświadczeń, złych, dobrych, ale cennych. Aż nadszedł czas na coś swojego.

Dziś jestem absolwentką zarządzania w sporcie, Szkołę Jazdy Konnej Jakubówka prowadzę od pięciu lat, wcześniej w formie stowarzyszenia, od lipca 2014 r. jako działalność gospodarczą, zatem stajnia stała się marką należącą do firmy Bader-Konie, mojej firmy założonej dzięki unijnej dotacji. Nie jeżdżę na wakacje, wypad na noc do znajomych jest rozpracowywany kilka dni, bo konie nie mogą zostać same. Ale mam coś najcenniejszego: spełnione marzenie, ukochaną pracę, z której jestem dumna każdego dnia, przyjaźnię się z niemal wszystkimi klientami, a sześcioletni syn chodzi do szkoły w czapce z naszym logo i jest z tego dumny. Plany? Sporo... ale mam tylko ok. 2 tys. znaków.

www.jakubowka.com.pl