W radiu i telewizji grzmiały wybitne autorytety prawnicze, przestrzegające przed wejściem Polski na drogę totalitarną. Nic tylko czekać, jak ulicami Warszawy ruszą marsze intelektualistów, a listy w obronie demokracji będą krążyć w internecie. Moim zdaniem tego rodzaju kategoryczne, czasami wręcz histeryczne, stwierdzenia są przesadzone. Czy naprawdę jesteśmy aż tak kruchą demokracją, że polityczne tarcia wokół wyboru pięciu sędziów sprawiły, iż rozsypała się ona w ciągu kilku dni jak domek z kart? To gruba przesada i chyba nie warto pewnych stwierdzeń tak łatwo dewaluować.

Kwestią bezdyskusyjną jest to, że polityczna gra wokół Trybunału Konstytucyjnego, która rozpoczęła się jeszcze w poprzedniej kadencji Sejmu za sprawą PO, a którą PiS obecnie kontynuuje, nie powinna mieć miejsca, a Trybunał nigdy nie powinien się znaleźć w oku politycznego cyklonu.

Czy nie należy jednak tego odczytywać jako mocnych tarć między konstytucyjnymi władzami (po gruntownej przebudowie sceny politycznej), mieszczących się wciąż w demokratycznych standardach?

Oczywiście owe standardy powinny być wyższe, podobnie jak kultura polityczna. Do niskich lotów przyzwyczailiśmy się przecież od lat. Wystarczy popatrzeć, jak kolejne rządy podchodzą do prokuratury, mediów publicznych, jakim łupem są spółki Skarbu Państwa i centralne instytucje, armia itd. Sytuacja, w której znalazł się Trybunał, wpisuje się w ten sam szerszy kontekst młodej, ale demokracji. Pech chciał, że ktoś kilka miesięcy temu tę trybunalską puszkę Pandory otworzył.

Warto się zastanowić, jaki będzie finał całego zamieszania w kontekście zmian w ustawie o Trybunale i kolejnych skarg konstytucyjnych. Czy mamy do czynienia jedynie z chwilowym kryzysem konstytucyjnym, czy czymś znacznie poważniejszym? Sytuacją mogącą doprowadzić do trwałego klinczu, który może otworzyć debatę na temat konieczności zmiany konstytucji.