Z Pól Marsowych, tym razem nad Sekwaną, zabrzmiało pytanie o zaciąg na „wojnę" ze sprawcami bestialskich ataków – nie tylko przecież na ludzi, lecz i na ustrój. Dobrze, gdyby wzięto przykład z rzymskiego „senatus consultum ultimum" i wszelkie działania prowadzono z rozmysłem oraz zgodnie z prawem. W końcu nieoficjalny emblemat dzisiejszej Francji to otoczone przez liście oliwne i dębowe (oznaczające odpowiednio pokój i mądrość) starożytne fasces, czyli rózgi noszone przez liktorów przed najwyższymi urzędnikami: przed dyktatorem w liczbie 24, przed każdym z dwóch konsulów po 12, a sześciu przed pretorem. Gdy wychodzili poza granice Miasta, w każdy obwiązany rzemieniem pęk wtykano topór o pojedynczym żelaznym ostrzu, jak widać dziś nad francuską tarczą z dumnymi literami RF.

Fasces to symbol wszechwładzy i siły państwa, znajdujących wyraz w wykonywaniu prawa. Test przynosi zawsze sytuacja nadzwyczajna, a suwerenem okazuje się ten, kto decyduje o stanie wyjątkowym. W Rzymie ostatnich 100 lat republiki decydował senat, w którym dożywotnio zasiadali byli urzędnicy – ludzie wpływowi i z doświadczeniem w zarządzaniu państwem: pierwotnie 100, ale w I wieku przed Chr. od 300 do nawet 900 osób. Gdy zaniknęła praktyka powoływania w miejsce dwóch konsulów dyktatora, a był to jedyny przypadek odchodzenia od kolegialności urzędów, na wypadek szczególnego zagrożenia należało znaleźć inną formułę skutecznej obrony ustroju i społeczeństwa. W końcu II w. przed Chr. senat zaczął wydawać uchwałę o obronie republiki. Rozpoczęło się od reakcji na działalność Grakchów: Tyberiusza i Gajusa. Senatorowie wzywali uroczyście: „Niech baczą konsulowie, aby rzeczpospolita nie poniosła jakiejś szkody". Upoważniali najwyższych urzędników do wszelkich działań, łącznie z pozbawieniem obywateli życia bez sądu. W historii zdarzyło się przynajmniej 13 razy, że wydano taką „ostateczną" uchwałę – stąd łacińskie określenie, które przeszło do historii: „senatus consultum ultimum". Traktowano ją jako ostatnią deskę ratunku i maksimum tego, co prawnie można zrobić. Od pewnego czasu senat deklarował w niej także, kogo uważa za wroga republiki, a więc przeciw komu działania są uzasadnione. Senatorowie musieli mieć w tej sprawie dokładne informacje i chwilę do spokojnego namysłu, i to do nich należała decyzja, przeciw komu wystąpić, a nie do pospolitego osądu. Prywatne osoby próbowały na własną rękę doprowadzić do wykonania ostatecznej uchwały senatu. Praktyka prawna podobne pomysły skutecznie zablokowała. W razie grożącego Rzymowi niebezpieczeństwa „senatus consultum ultimum" powierzało władzę absolutną konsulom. Ich też następnie rozliczano – głównie politycznie – z podjętych działań. Rzymska praktyka administracyjna nie przewidywała zakreślania władzy najwyższych urzędników: ograniczano ją krótką kadencją, kolegialnością i poszczególnymi ustawami. Z ich przestrzegania byli zwalniani właśnie dzięki uchwale. Wszystko zatem działo się w granicach prawa, jak powinno się odbywać i dziś, także w sytuacji nadzwyczajnego zagrożenia. Bez samosądów czy prywatnej inicjatywy.

Starożytni opanowali siedem grzechów głównych w stopniu niemal doskonałym. Dobrze, gdyby współcześni w tym akurat nie próbowali ich ani trochę naśladować. Akcje służące trwałemu przywróceniu bezpieczeństwa nie mogą być podszyte pragnieniem zemsty, bo pod osłoną działań w imię wyższych racji zawsze wśliźnie się zło. Imperator namawiał Luke'a Skywalkera na wyzwolenie w sobie gniewu. Kusił możliwościami, jakie daje przejście na ciemną stronę mocy. Wtedy jednak nie ma żadnych szans na realizację jakiegokolwiek dobra.

Wylatywałem z Paryża po pogrzebie późnym wieczorem w czwartek, 12 listopada 2015 r. Dzień był ciepły, słoneczny i rodzinny; ruch na ulicach jak zwykle. Pretensjonalne byłoby napisać, że nic nie zapowiadało burzy. Gniew i pragnienie zemsty to bardzo rzymska reakcja. Nie poddawać się nigdy, zmobilizować wszystkie siły i za wszelką cenę dopaść wrogów! Tylko że to pogaństwo. Rzymianie od 312 r. zaczęli przyjmować jako swoją religię powszechną chrześcijaństwo, które uczy przebaczenia. Byli zawsze pragmatyczni, dlatego i ten wybór uważali za przynoszący wiele korzyści osobistych i społecznych: nie budować w sobie samych przestrzeni zła i niechęci. Miłosierdzie zakłada sprawiedliwość, więc i prawo ma swe ważne miejsce. Ale umiarkowanie też: przemyślane działania ponad emocje.

Autor jest profesorem nauk prawnych, kierownikiem Katedry Prawa Rzymskiego na Wydziale Prawa i Administracji UJ, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji UW