Prawi i sprawiedliwi w TK

Ostra walka o kontrolę nad kluczowym sądem.

Aktualizacja: 25.11.2015 06:22 Publikacja: 24.11.2015 20:03

W liczącym 15 sędziów Trybunale Konstytucyjnym trzeba mieć ośmiu, by gremium to nie blokowało zmian.

W liczącym 15 sędziów Trybunale Konstytucyjnym trzeba mieć ośmiu, by gremium to nie blokowało zmian. I o to walczą ze sobą Platforma i PiS

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Jeśli PiS zdoła wprowadzić do Trybunału Konstytucyjnego pięciu swoich sędziów, to uda się plan tej partii całkowitego przejęcia kontroli nad tym kluczowym sądem.

Zasady matematyki są proste. Trybunał Konstytucyjny liczy 15 sędziów, więc żeby mieć w nim większość, wystarczy doń wstawić ośmiu własnych prawników. Po co politykom większość w Trybunale? Władza chce mieć w nim życzliwych sędziów, żeby nie blokowali zmian, które ma przeprowadzić rząd Beaty Szydło pospołu z prezydentem. Z kolei opozycja chciałaby mieć w Trybunale nieżyczliwą władzy stabilną przewagę dokładnie z tego samego powodu – bo liczy na blokowanie próby reanimacji IV RP.

Ponieważ i politycy PiS, i Platformy potrafią dokładnie liczyć terminy kończących się kadencji w instytucjach publicznych, wojna o Trybunał akurat w tym momencie jest całkowicie logiczna. Policzmy – w tym roku kończą się kadencje pięciu sędziów, w przyszłym kolejnych dwóch, a w 2017 r. jeszcze jednego. Razem to ośmiu sędziów, czyli owa upragniona przez polityków większość.

W tej wojnie na razie bezsporne jest tylko to, że Trybunał jest niekompletny. Na początku listopada skończyły się bowiem kadencje trojga sędziów: Marii Gintowt-Jankowicz, Wojciecha Hermelińskiego oraz Marka Kotlinowskiego – cała trójka została wybrana w 2006 r., czyli za poprzednich rządów PiS.

W tej chwili sędziami Trybunału pozostaje 12 osób. W grudniu kończą się kadencje Teresy Liszcz oraz Zbigniewa Cieślaka, także wybranych za poprzednich rządów PiS. Zwłaszcza Liszcz utożsamiana jest ze środowiskiem Jarosława Kaczyńskiego, bo na początku lat 90.współtworzyła jego poprzednią partię Porozumienie Centrum. W kwietniu przyszłego roku kończy się kadencja Mirosława Granata, ostatniego sędziego wybranego przez PiS. A zatem – używając politycznych afiliacji – w najbliższym czasie z Trybunału odejdzie w sumie sześcioro sędziów bliskich PiS.

Cały pozostały skład Trybunału – czyli dziewięciu sędziów – uważany jest w politycznym światku za przychylny PO. Powód – wszyscy oni zostali wybrani z woli Platformy, za jej rządów między końcówką 2007 r. a latem 2012 r. W dodatku część z tych sędziów była wcześniej wystawiana przez Platformę na rozmaite inne stanowiska, choćby szef TK Andrzej Rzepliński.

Kukułcze jajo

Platforma popełniła błąd. Spodziewając się przegranej w wyborach parlamentarnych, latem tego roku postanowiła zmienić zasady wyboru członków Trybunału. Choć miała w nim bezpieczną większość, chciała się jeszcze umocnić. Uchwaliła, że zamiast trzech sędziów, których miała prawo wskazać w miejsce Gintowt-Jankowicz, Hermelińskiego oraz Kotlinowskiego, awansem wybierze jeszcze dwójkę na miejsca po Liszcz i Cieślaku. Wraz ze wskazaniem własnego, niechętnego PiS rzecznika praw obywatelskich miało to być kukułcze jajo podrzucone nowej władzy. Wprawdzie RPO wraz z Trybunałem to broń atomowa – są w stanie wysadzić w powietrze przepisy kluczowe dla władzy.

Problem polega na tym, że w grudniu, gdy kadencje Liszcz i Cieślaka się zakończą, nie będzie już rządzić PO, tylko PiS – i to ono winno mieć prawo do wskazania sędziów na ich miejsca.

Wykorzystując to oczywiste naciąganie prawa przez Platformę, PiS zaraz po wyborach ekspresowo przeprowadziło przez parlament i Kancelarię Prezydenta własne przepisy dotyczące wyboru sędziów Trybunału. Kluczowe jest to, że prezydent Andrzej Duda nie powołał owych pięciorga nowych sędziów wskazanych przez PO, a ustawa PiS wręcz unieważnia ich wybór.

Na ich miejsce PiS chce wybrać własną piątkę sędziów. Gdyby mu się to udało, to droga do odwrócenia politycznych afiliacji Trybunału będzie otwarta. Wiosną przyszłego roku PiS wprowadzi do TK kolejnego sędziego w miejsce Mirosława Granata – czyli będzie mieć już sześciu sędziów. Ale to nie koniec. W grudniu 2016 r. kończy się kadencja Rzeplińskiego – i znów PiS dołoży własnego sędziego na jego miejsce.

Jeszcze przez półtora roku przewagę w Trybunale będzie mieć Platforma, jako że do czerwca 2017 r. wybranych przez nią sędziów będzie wciąż ośmioro. Wówczas to kończy się kadencja Stanisława Biernata. Gdy PiS w jego miejsce wybierze swego sędziego, to przejmie arytmetyczną kontrolę nad Trybunałem.

Faktyczną kontrolę może objąć jednak znacznie wcześniej, już na początku przyszłego roku. Ustawa o TK autorstwa PiS zakłada bowiem, że w ciągu trzech miesięcy prezes i wiceprezes TK zostaną pozbawieni stanowisk, choć pozostaną sędziami. Kluczowe jest to, że ich następców wskaże prezydent – zapewne z grona sędziów bliskich PiS. A jeśli PiS będzie miał szefów Trybunału, to może wpływać na jego prace i skład zespołów orzekających nawet bez arytmetycznej większości.

Trybunał jak służby

Już na dniach PiS będzie chciało powołać wspomnianą piątkę sędziów, od której zaczęła się polityczna wojna o Trybunał. Jednak ów wybór musiałby zostać uznany za zgodny z konstytucją – a to jest kwestią otwartą. Do TK trafiły wnioski o zbadanie zarówno ustawy Platformy, wedle której wybrała pięciu własnych sędziów, jak i ustawy PiS, które chciałoby tę piątkę zastąpić swoimi prawnikami.

W kilku grudniowych rozstrzygnięciach TK wypowie się w tej kwestii. A te orzeczenia będą kluczowe dla dalszych losów politycznej większości w Trybunale. Jeśli wygra Platforma, to PiS nie będzie w stanie przejąć kontroli nad Trybunałem. Ale jeśli ustawa w wersji PiS zostanie uznana za zgodną z konstytucją, to władza zbuduje w Trybunale własną większość.

Dlaczego PiS tak zaciekle walczy o Trybunał? Bo w doktrynie i praktyce politycznej tej partii to instytucja o równie doniosłym znaczeniu, co służby specjalne i media, które także przejmuje w pierwszej kolejności. W czasie swych rządów w latach 2005–2007 PiS sparzyło się na Trybunale, kontrolowanym przez środowiska opozycyjne wobec władzy. To sędziowie TK wysadzili w powietrze kilka poważnych ideologicznych projektów PiS w tamtym czasie – choćby głęboką ustawę lustracyjną, sejmową komisję śledczą ds. banków wymierzoną w Leszka Balcerowicza, zmiany w mediach publicznych czy próby uwolnienia zawodów prawniczych.

Jarosław Kaczyński nazwał to „imposybilizmem prawnym" – rząd ma propozycje zmian, ale hamowane są one przez prawników z Trybunału.

Ale PiS może się rozczarować. Oczywiście, większość sędziów TK ma swoje poglądy, ale niekoniecznie są to poglądy partyjne. Okres pracy sędziego TK to długie dziewięć lat – najdłuższa kadencja wśród wszystkich wybieralnych instytucji w Polsce. Zarobki także rekordowe – niemal 20 tys. zł. I do tego zakaz kandydowania na drugą kadencję. Wszystko to ma gwarantować, że sędziowie, którzy raz do TK się dzięki politykom dostaną, będą już sobie mogli pozwolić na niezależność.

Porachunki prezesa

Podczas gdy w TK dominowali sędziowie wybrani przez PO, to partia ta nie tylko wygrywała – jak w przypadku orzeczeń dotyczących cięć w OFE czy podwyższenia wieku emerytalnego. Zaliczyła również kilka efektownych porażek. W kodeksie wyborczym Trybunał za niezgodne z konstytucją uznał dwudniowe głosowanie oraz zakaz stosowania billboardów i spotów wyborczych – wprowadzenie tych rozwiązania faworyzowałoby Platformę. Do tego Trybunał wyrzucił do kosza np. sztandarową ustawę antybiurokratyczną Donalda Tuska, czyli projekt obniżenia zatrudnienia w całej administracji o 10 proc.

Jarosław Kaczyński ma własne, ciągnące się od dekad porachunki z Trybunałem, który uważa za strażnika status quo w III RP. Jego zdaniem Trybunał niesłusznie wycofał się ze zbadania instrukcji Urzędu Ochrony Państwa 0015 z 1992 r., która według niego zalecała inwigilowanie prawicowej opozycji niechętnej prezydentowi Lechowi Wałęsie – w tym braci Kaczyńskich.

– Panowie ze skrajnego tchórzostwa i oportunizmu wstrzymali się od zabrania głosu. To haniebny epizod w dziejach Trybunału – grzmiał w Sejmie na początku 2006 r.

Prezydent Lech Kaczyński miał poglądy bardziej umiarkowane. Faktem jest, że w maju 2006 r. – podobnie jak liderzy PiS – nie pojawił się na uroczystości 20-lecia orzecznictwa Trybunału. Ale pod koniec tego samego roku na uroczystości zaprzysiężenia nowych sędziów mówił: – Trybunał Konstytucyjny był, jest i będzie organem władzy całkowicie niezależnym.

Jednak dziś, gdy PiS ma na stole ambitny projekt przebudowy społeczno-gospodarczej, ale także ustrojowej i politycznej kraju, przejęcie Trybunału jest dla tej partii jak zabezpieczenie sobie tyłów przed rozpoczęciem ofensywy.

Jeśli PiS zdoła wprowadzić do Trybunału Konstytucyjnego pięciu swoich sędziów, to uda się plan tej partii całkowitego przejęcia kontroli nad tym kluczowym sądem.

Zasady matematyki są proste. Trybunał Konstytucyjny liczy 15 sędziów, więc żeby mieć w nim większość, wystarczy doń wstawić ośmiu własnych prawników. Po co politykom większość w Trybunale? Władza chce mieć w nim życzliwych sędziów, żeby nie blokowali zmian, które ma przeprowadzić rząd Beaty Szydło pospołu z prezydentem. Z kolei opozycja chciałaby mieć w Trybunale nieżyczliwą władzy stabilną przewagę dokładnie z tego samego powodu – bo liczy na blokowanie próby reanimacji IV RP.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Wydarzenia
#RZECZo...: Powiedzieli nam
Wydarzenia
Kalendarium Powstania Warszawskiego