Ma początku września o możliwym wstąpieniu do OPEC mówili publicznie szefowie państwowego Rosneft, w tym prezes Igor Sieczin. Zaznaczali jednak, że obecnie istnieją dwie bariery, uniemożliwiające wejście Rosji do kartelu eksporterów. Pierwszą ma być fakt, że OPEC bazuje na państwowych koncernach paliwowych czyli łatwo realizować ustalenia organizacji. A w Rosji branża jest sprywatyzowana. Grigorij Kogan dziennikarz ekonomiczny portalu Lenta podkreśla, że jest to „dziwny argument". Dotąd bowiem Kreml skutecznie wpływał na działania tak producentów państwowych (Rosneft) jak i prywatnych (Łukoil, Tatnieft, Surgutnieftiegaz, Basznieft).

Drugi argument jest poważniejszy. Chodzi o różnicę w metodach wydobycia miedzy krajami OPEC a Rosją. Na Bliskim Wschodzie ropa zalega blisko powierzchni, a Rosji dużo głębiej i w trudnych klimatycznie obszarach. Stąd różnica w kosztach wydobycia oraz technologiach. Rosjanie nie mogą np. zamrozić wydobycia, gdyby taka była decyzja OPEC, bowiem pompują z dużych głębokości, skąd wydobycie musi być podtrzymywane, by otwory nie „umarły".

Tymczasem państwa pozostające poza OPEC - Rosja, Norwegia i Meksyk były wielokrotnie zapraszane do organizacji, która kontroluje 40 proc.światowego wydobycia ropy, a chciałaby być monopolistą. Nie kwapią się tam jednak, bo nie odpowiada im dominująca rola Arabii Saudyjskiej, która sprzeciwia się narzucaniu poszczególnym krajom kwot wydobycia. Sama pompuje jak najwięcej, nie przejmując się spadającymi cenami. Dlatego od 2011 r istnieje tylko łączna kwota, której eksporterzy nie przekraczają - ok. 31 mln baryłek/doba.

Rosja mogłaby to zmienić będąc członkiem OPEC. Pozostając poza organizacją jest zdana na niskie ceny ropy. Według najnowszej prognozy Goldman Sachs taki stan potrwa 15 lat.