Aleksander Hall: Platforma Obywatelska zraża do siebie wyborców

Światopoglądowy skręt Platformy w lewo jest niesłuszny ze względów ideowych, ale i niemądry ze względów politycznych. To, co PO zyskuje na lewicy, z nawiązką traci na prawicy – pisze publicysta.

Aktualizacja: 28.07.2015 00:56 Publikacja: 26.07.2015 22:08

Aleksander Hall: Platforma Obywatelska zraża do siebie wyborców

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Wybór Adama Bodnara na rzecznika praw obywatelskich przez Sejm, dokonany z inicjatywy Platformy Obywatelskiej, ma symboliczny charakter. Oto partia należąca do Europejskiej Partii Ludowej, skupiającej europejskie ugrupowania centroprawicowe, wysunęła na urząd rzecznika praw obywatelskich z pewnością bardzo dobrego prawnika, ale człowieka o zdecydowanie lewicowych przekonaniach.

Trzeba powiedzieć mocniej: w polskich realiach poglądy Adama Bodnara na temat dopuszczalności małżeństw homoseksualnych i ich prawa do adopcji dzieci mają charakter skrajny. Byłoby w pełni zrozumiałe, gdyby kandydaturę Adama Bodnara wysunęło ugrupowanie Janusza Palikota albo SLD (co faktycznie także się stało). Ale PO?

Zwieńczenie ewolucji

Decyzja tej partii mogłaby wydawać się tym bardziej zaskakująca, że profesor Irena Lipowicz, dotychczasowy rzecznik praw obywatelskich, wybrana na to stanowisko z inicjatywy PO, była w tej roli wysoko oceniana i nic nie stało na przeszkodzie, aby pełniła swój urząd przez drugą kadencję. PO wolała jednak udzielić poparcia kandydatowi o poglądach zdecydowanie lewicowych niż kandydatce o poglądach umiarkowanych.

Jednak, po dokładniejszej analizie, należy przyjąć, że decyzja PO nie powinna zaskakiwać. Można ją uznać za logiczne zwieńczenie wyraźnej ewolucji, jaka nastąpiła w PO w kwestiach światopoglądowych i aksjologicznych od czasu przejęcia jej kierownictwa przez premier Ewę Kopacz. Wbrew deklaracjom liderów PO z jej początków to ugrupowanie nigdy nie wypracowało w sferze ideowej konserwatywno-liberalnej syntezy.

Jednak pod rządami Donalda Tuska PO na ogół unikała forsowania tematów, które byłyby trudne do przyjęcia dla jej konserwatywnego skrzydła, a przede wszystkim jej wyborców o takich właśnie przekonaniach. A tych było bardzo wielu, gdyż po wyborach parlamentarnych 2005 roku PO stała się przede wszystkim anty-PiS-em. Wizja budowania IV Rzeczypospolitej razem z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin oraz metoda rządzenia stosowana przez Jarosława Kaczyńskiego w latach 2006–2007 działały na korzyść PO.

Jej elektorat był zróżnicowany, ale znaczną jego część stanowili ludzie o poglądach konserwatywnych i prawicowych. Ewa Kopacz na ogół starała się kontynuować linię polityczną swego poprzednika, jednak z jednym bardzo znaczącym wyjątkiem. Zerwała z jego ostrożnością w kwestiach światopoglądowych i aksjologicznych.

Przerzuciła w nich ster PO wyraźnie w lewo. Uchwalenie przez Sejm – z inicjatywy PO – konwencji antyprzemocowej i zdecydowanie liberalnej ustawy o in vitro zapowiadały możliwość wysunięcia przez PO kandydata o zdecydowanie lewicowych poglądach na stanowisko rzecznika praw obywatelskich.

Uważam, że istniały poważne argumenty za uchwaleniem konwencji antyprzemocowej i ustawy o in vitro. Były jednak także poważne kontrargumenty. W tej sytuacji najwłaściwszym rozwiązaniem byłoby więc zostawienie posłom swobody głosowania zgodnie z sumieniem w tych kwestiach. Tymczasem premier Ewa Kopacz najwyraźniej postanowiła uczynić z nich sztandarowe projekty PO, wymuszając jednolitość zachowania posłów swego ugrupowania. Przekaz dla opinii publicznej miał być jasny: PO reprezentuje postęp, a ci, którzy mają inne poglądy, chcą nas cofnąć do średniowiecza.

Poważny błąd

Nie jestem zwolennikiem prowadzenia polityki, której kierunek wynika przede wszystkim ze studiowania wyników badań opinii publicznej i modyfikowania założeń ideowych w zależności od zmieniającej się koniunktury. Cenię politykę wynikającą z konsekwentnych przekonań ludzi, którzy traktują ją jako powołanie i służbę.

Jednak nawet gdyby przyjąć założenie, że oczywisty kryzys SLD i innych ugrupowań lewicowych stawia przed PO szansę pozyskania znacznej części lewicowego elektoratu, to uważam, że zwrot PO w lewą stronę jest poważnym politycznym błędem. Kluczową, największą grupą wyborców w Polsce są ludzie o poglądach umiarkowanych, najczęściej o lekko konserwatywnym zabarwieniu.

To pozyskaniu bardzo wielu takich właśnie wyborców Andrzej Duda zawdzięcza zwycięstwo w wyborach prezydenckich. To przede wszystkim o nich powinna się bić PO w wyborach parlamentarnych. To zadanie i tak byłoby znacznie trudniejsze niż w 2007 i 2011 roku. Przede wszystkim z dwóch powodów. Pierwszy to zmęczenie i rozczarowanie ośmioma latami rządów PO, które w swej ostatniej kadencji były bardzo zachowawcze.

Drugi powód to taktyka PiS. Ta partia ani w kampanii prezydenckiej, ani – na razie – w kampanii parlamentarnej nie straszyła i nie straszy wyborców poszukiwaniem „układu", powrotem do projektu IV Rzeczypospolitej, nie zapowiada ukarania osób odpowiedzialnych za „zamach pod Smoleńskiem". Beata Szydło, podobnie jak Andrzej Duda w wyborach prezydenckich, stwarza wrażenie polityka umiarkowanego i tak jak on może przyciągnąć wielu wyborców o umiarkowanych i centrowych poglądach.

Oczywiście wcale nie oznacza to, że taka będzie także treść rządów PiS w razie zwycięstwa w wyborach parlamentarnych. Osobiście sadzę, że nastąpi powrót do projektu politycznego realizowanego przez Jarosława Kaczyńskiego w latach 2006–2007 i wyrównywania rachunków z politycznymi przeciwnikami. Demokracja parlamentarna ma jednak to do siebie, że na ogół wyborcy uzyskują szansę rozliczania rządzących, także za kamuflowanie ich prawdziwego programu, dopiero po upływie cztero- czy pięcioletniej kadencji.

Strata z nawiązką

W takiej sytuacji PO powinna stawać na głowie, by walczyć o umiarkowanie konserwatywnych i centroprawicowych wyborców, którzy tak niedawno przesądzili o zwycięstwie kandydata PiS w wyborach prezydenckich. Tymczasem PO pod kierownictwem Ewy Kopacz robi bardzo wiele, aby ich zrazić. Bardzo złudne jest liczenie na to, że w realiach 2015 roku, gdy straszenie powrotem PiS do władzy przestało działać, można mieć jednocześnie poparcie wyborców umiarkowanie konserwatywnych, centroprawicowych i zwolenników lewicy.

To, co PO zyskuje na lewicy, z nawiązką traci na prawicy. Moim zdaniem strategiczny, czy może raczej taktyczny, wybór PO jest nie tylko niesłuszny ze względów ideowych, ale przede wszystkim głęboko niemądry ze względów polityczno-wyborczych.

Autor jest politykiem i publicystą. W czasach PRL lider konserwatywnego podziemnego Ruchu Młodej Polski, po 1989 r. minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, członek m.in. Unii Demokratycznej, Partii Konserwatywnej i Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. W 2001 r. kandydował do Sejmu z listy PO, po porażce wycofał się z polityki.

Wybór Adama Bodnara na rzecznika praw obywatelskich przez Sejm, dokonany z inicjatywy Platformy Obywatelskiej, ma symboliczny charakter. Oto partia należąca do Europejskiej Partii Ludowej, skupiającej europejskie ugrupowania centroprawicowe, wysunęła na urząd rzecznika praw obywatelskich z pewnością bardzo dobrego prawnika, ale człowieka o zdecydowanie lewicowych przekonaniach.

Trzeba powiedzieć mocniej: w polskich realiach poglądy Adama Bodnara na temat dopuszczalności małżeństw homoseksualnych i ich prawa do adopcji dzieci mają charakter skrajny. Byłoby w pełni zrozumiałe, gdyby kandydaturę Adama Bodnara wysunęło ugrupowanie Janusza Palikota albo SLD (co faktycznie także się stało). Ale PO?

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę