Czas założycielski Andrzeja Dudy

Dynamika nowego układu obsadzi nowego prezydenta w roli aktywnej głowy państwa, bo nikt inny nie będzie w stanie go zastąpić ani w roli czynnika stabilizacji politycznej, ani wyznaczania celów rządzenia – pisze były marszałek Sejmu.

Publikacja: 12.07.2015 22:05

Czas założycielski Andrzeja Dudy

Foto: Fotorzepa/Darek Golik

Zasadnicza teza niniejszego artykułu brzmi: przez co najmniej dwa i pół roku urząd prezydenta RP będzie realnym politycznym centrum decyzyjnym Rzeczypospolitej. Od jakości tego centrum zależeć będzie to, na ile Rzeczpospolita podoła wyzwaniom, jakie już przed nią stanęły i jakie staną w najbliższych latach.

Nietrwałe zaplecze

Rozumowanie, którego efektem jest powyższa prognoza, odwołuje się do przesłanki, również mającej prognostyczny charakter (a zatem zostanie zweryfikowana przez nieodległe zdarzenia). Głosi ona, że Sejm powołany w wyniku październikowych wyborów będzie wewnętrznie zablokowany, a zatem niesłychanie trudne będzie powołanie rządu o charakterze większościowym ze stabilną i trwałą w czasie większością parlamentarną.

Za mało prawdopodobne uważam uzyskanie przez PiS bezwzględnej większości koniecznej do powołania własnego rządu. Za bardziej prawdopodobne uważam uzyskanie przez tę partię liczby mandatów tak bliskiej bezwzględnej większości, że wystarczy skłonienie kilku posłów innych klubów, żeby przeszli wbrew władzom swych stronnictw na stronę PiS, by rząd PiS uzyskał większość bezwzględną.

Za najbardziej prawdopodobne uważam takie zwycięstwo PiS, które zapewni tej partii najsilniejszy klub w Sejmie, z dużą przewagą nad drugą w kolejności PO. Ale skład Sejmu będzie taki, że – niezależnie od tego, ile mniejszych partii i z jakim wynikiem do niego wejdzie – jeśli nawet premierowi wskazanemu przez PiS (pani Beacie Szydło) uda się stworzyć rząd w tak zwanym pierwszym kroku konstytucyjnym, to jego zaplecze parlamentarne będzie niestabilne i nietrwałe, przypominające, w odmiennych okolicznościach, zaplecze parlamentarne rządu w latach 2005–2007.

Ponieważ przy przewidywanej kompozycji politycznej Sejmu powołanie rządu w drugim kroku (przez Sejm, bez udziału prezydenta) będzie graniczyć z niemożliwością, to prędzej czy później skończyć się musi na kroku trzecim, rządzie „z ręki" prezydenta, dla którego zatwierdzenia przez Sejm nie będzie konieczna większość bezwzględna, bo wystarczy większość zwykła. Taki mniejszościowy rząd będzie mógł trwać, ale z rządzeniem może mieć trudności. Czasowe granice tolerancji rządu mniejszościowego przez główne partie będzie wyznaczał stan finansów partyjnych. Po trwającym dwa lata maratonie wyborczym wszystkie partie będą dysponowały niewielkimi środkami finansowymi, a ich odtworzenie dzięki cokwartalnym subwencjom budżetowym będzie wymagało ponad dwóch lat, po których możliwe będzie odwołanie się do woli wyborców.

Jest oczywiste, że rząd mniejszościowy lub z większościowym, ale niestabilnym zapleczem nie będzie mógł bez uszczerbku dla interesów Rzeczypospolitej przez dwa lata trwać, ograniczając się do administrowania. Skala wyzwań wewnętrznych i zewnętrznych jest na to zbyt duża. Trzeba będzie podejmować kluczowe decyzje polityczne. W takiej sytuacji niepomiernie rośnie rola prezydenta jako centrum decyzyjnego Rzeczypospolitej. Oczywiście nie chodzi tu o rolę swoistego „nadpremiera", pozakonstytucyjnego szefa władzy wykonawczej. Po prostu to nacisk rzeczywistości będzie obsadzał prezydenta Andrzeja Dudę w roli najważniejszego podmiotu politycznego w Rzeczypospolitej nie tylko pod względem formalno-konstytucyjnym, ale też realnym.

Głęboka korekta

Skala wyzwań, jakie stoją przed państwem polskim, jest największa od czasu, gdy prezydentem został Lech Wałęsa. Wyzwania zewnętrzne to nie tylko zagrożenia związane z agresywną i neoimperialistyczną polityką Rosji, która wywiera nacisk na wschodnią flankę NATO i UE. To także głęboka wewnętrzna niestabilność Unii Europejskiej, która musi rozwiązać problemy związane z południem Europy (przypadek grecki to część dużo większej całości), ale także wymyślić siebie na nowo z powodu postulatów Wielkiej Brytanii. Jeszcze pięć lat temu można było racjonalnie myśleć, że co jak co, ale UE będzie trwała mniej więcej w kształcie takim, jaki znamy. Obecnie można sensownie stawiać pytanie, czy Unia w ogóle przetrwa albo czy przetrwa w kształcie nieodbiegającym zasadniczo od obecnego.

Najważniejsze wyzwania wewnętrzne to konieczność dokonania głębokiej korekty w rozdziale społecznych i gospodarczych zysków i kosztów związanych z polskimi przemianami oraz wygenerowanie nowego impulsu rozwojowego tak, by uniknąć pułapki średniego rozwoju, która na trwale przesądzi o peryferyjnym charakterze Polski w strukturach świata zachodniego.

W takiej sytuacji z powodu nacisku rzeczywistości, słabości rządu i wewnętrznie zablokowanego parlamentu to prezydent wyposażony w potężny mandat demokratyczny najprawdopodobniej stanie się podstawowym punktem odniesienia nie tylko dla zorganizowanych sił społecznych i politycznych, ale też dla szerokiej opinii publicznej.

To dynamika nowego wewnętrznego układu politycznego obsadzi Andrzeja Dudę w roli aktywnej głowy państwa, bo nikt inny nie będzie w stanie go zastąpić ani w roli czynnika stabilizacji politycznej, ani wyznaczania celów rządzenia. Po wielu kadencjach prezydentur reaktywnych będzie to sytuacja nowa.

Sam Andrzej Duda jest zwolennikiem aktywnej prezydentury, o czym mówił podczas kampanii wyborczej. Wiadomo, że prawnych narzędzi szukał w interpretacji konstytucji zawartej w pracy profesora Pawła Sarneckiego („Prezydent RP", Zakamycze 2000). Rzecz w tym, że wobec skali wyzwań i hipotetycznej słabości Sejmu i rządu nawet najbardziej rozszerzająca interpretacja konstytucyjnych uprawnień prezydenta może się okazać niewystarczająca, a próba ich poszerzenia poprzez zmianę konstytucji lub (tak jak robił to Lech Wałęsa) elastycznego jej traktowania musi doprowadzić do ciężkiego i nierozstrzygalnego wewnętrznego konfliktu, który osłabi państwo.

Warto zatem sięgnąć do klasycznego rzymskiego rozróżnienia – obecnego choćby u Cycerona – władz Rzeczypospolitej ze względu na polityczne podstawy działania. Cyceron pisał, że w Rzeczypospolitej władza (potestas) należy do ludu, ale auctoritas do Senatu. Nie ma dobrego polskiego odpowiednika dla rzymskiej auctoritas, bo w języku polskim autorytet ma wymiar metapolityczny. Wedle trafnej formuły Theodora Mommsena auctoritas to mniej niż rozkaz, ale więcej niż rada; to rada, którą nieroztropnie jest zlekceważyć. Budowa przez nowego prezydenta auctoritas najwyższego urzędu jest moim zdaniem kluczem do rozwiązania polskich problemów politycznych w ciągu najbliższych lat.

Swoi i nie swoi

Dla zachowania zdolności do budowy i wzmacniania prezydenckiej auctoritas niezwykle istotne będzie rozstrzygnięcie dylematów, które przed prezydentem Andrzejem Dudą już stawia kampania wyborcza do parlamentu. PiS, co całkowicie naturalne, formułuje daleko idące oczekiwania jak najsilniejszego zaangażowania prezydenta Dudy w swoją kampanię wyborczą. Z kolei przeciwnicy polityczni Andrzeja Dudy perswadują, że będzie mógł dowieść, iż jest „prezydentem wszystkich Polaków" tylko wtedy, gdy w kampanii wyborczej zachowa sterylną neutralność.

Jest oczywiste, że mocne i bezpośrednie zaangażowanie się nowego prezydenta w kampanię wyborczą PiS usytuuje go jako stronę w konflikcie politycznym pozbawioną auctoritas wobec swoich oponentów. Wbrew pozorom także przyjęcie całkowicie neutralnej postawy i pozostawienie swej dotychczasowej partii samej sobie pozycji nowego prezydenta zaszkodzi.

Aktywny prezydent musi mieć reputację obliczalnego i solidnego podmiotu politycznego. Ktoś, kto ucieka od oczywistych politycznych, a także moralnych zobowiązań wobec „swoich", będzie przez „nie swoich" postrzegany jako niewiarygodny i niegodny zaufania. Możliwe jest wyjście z dylematu neutralność–zaangażowanie. Heraklit z Efezu tak pisał o Apollu delfickim: „Pan, którego mieszkanie jest w Delfach, nie milczy, nie mówi, tylko daje znaki". Właśnie „dawanie znaków" (mogą one być czytelne, nie będąc wskazówką) odpowiada na naturalne oczekiwania obywateli wobec prezydenta, które wyrażą się w pytaniu: Wybraliśmy go, a czego on, szanując naszą wolność i nasze zróżnicowanie, od nas teraz oczekuje?

Drugim procesem niezbędnym dla budowania potencjalnej prezydenckiej auctoritas mogą być ciągłe starania o stworzenie „koalicji do rządzenia" innej z natury rzeczy niż „koalicja do wyborów". Mowa oczywiście nie o koalicji partyjno-politycznej, ale społeczno-politycznej: o spluralizowanych elitach gospodarczych, społecznych, kulturalnych, naukowych, które dzierżyciel urzędu prezydenta skupia, przyciąga do siebie i także rozgrywa w celu realizacji planu prezydentury. W przypadku obu głównych kandydatów nawet tworzenie takiej „koalicji do wyborów" wyglądało niesłychanie ubogo.

Andrzej Duda jako kandydat nawiązał kontakt ze związkami zawodowymi i środowiskiem frankowiczów. Bronisław Komorowski odwołał się do prezydentów miast i celebrytów. W przypadku prezydenta Andrzeja Dudy brak dużej liczby wcześniejszych i rozgałęzionych zobowiązań (wyjąwszy zobowiązania wobec związków zawodowych) związanych z „koalicją do wyborów" może nawet okazać się korzystny: taki stan rzeczy umożliwia o wiele większą elastyczność w tworzeniu „koalicji do rządzenia". Jeśli nie ma wielu wcześniejszych zobowiązań, to nie ma też wielu rozczarowanych.

Zależność od szlaku

Trzecim elementem budowania auctoritas i umożliwienia realizacji koncepcji aktywnej prezydentury jest obsada kadrowa i reforma organizacyjna Kancelarii Prezydenta. Sprawy kadrowe zostawmy na boku. Rzecz w tym, że wstępujący prezydent dziedziczy po swoich poprzednikach model Kancelarii (i szerzej – instytucjonalnej obudowy urzędu prezydenta) przystosowany do prezydentury reaktywnej, nie zaś aktywnej.

Kluczowe decyzje w wymienionych trzech wymiarach zapadać będą w ciągu najbliższych paru miesięcy. Będą one „czasem założycielskim" nowej prezydentury i wytworzą znaną w polityce i gospodarce „zależność od szlaku". Można będzie w czasie późniejszym dokonywać korekt, a nawet rewizji, ale zawsze będzie to kosztowne, a niekiedy bolesne.

Autor jest posłem niezrzeszonym, w latach 2005–2007 był wicepremierem i ministrem spraw wewnętrznych, w roku 2007 sprawował funkcję marszałka Sejmu

Zasadnicza teza niniejszego artykułu brzmi: przez co najmniej dwa i pół roku urząd prezydenta RP będzie realnym politycznym centrum decyzyjnym Rzeczypospolitej. Od jakości tego centrum zależeć będzie to, na ile Rzeczpospolita podoła wyzwaniom, jakie już przed nią stanęły i jakie staną w najbliższych latach.

Nietrwałe zaplecze

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę