Złoty pociąg: dla kogo znaleźne

Z punktu widzenia prawa nie ma znaczenia, czy jest w nim złoto, biżuteria czy obrazy. Ważne są ślady własności.

Aktualizacja: 01.09.2015 10:01 Publikacja: 31.08.2015 18:32

Złoty pociąg: dla kogo znaleźne

Foto: 123RF

Wielu ostrzy sobie zęby na złoto lub inne cenne rzeczy, które może tkwią w pociągu w tunelu pod Wałbrzychem.

Jeśli są to cenne rzeczy, najważniejsze będzie ustalenie, czy są jakieś dowody pozwalające ustalić, do kogo należały, a zatem ich właściciela. Od tego będzie zależało, komu teraz przypadną i kto ma płacić znaleźne znalazcom.

Niemieckie dla Polski

Przy ustalaniu, do kogo należą rzeczy znalezione w pociągu, obowiązują ogólne zasady dowodowe, poczynając od śladów na przedmiotach, po dokumenty, które mogą się tam znaleźć. Ważne też będzie, co mówią świadkowie, czy ich wspomnienia mogłyby się przyczynić do ustalenia właścicieli.

60 tys.

dzieł, obrazów, rzeźb, utraconych podczas wojny w Polsce zawiera rejestr Ministerstwa Kultury

Sprawa ustalenia własności jest o tyle prostsza, że od wojny to, co jest w pociągu, nie było przedmiotem handlu ani posiadania. Odpadają zatem trudne kwestie z ustaleniem, czy ktoś ich nie zasiedział. Taki problem występuje często, gdy skradzione dzieła są wprowadzone na rynek.

Jeśli w wagonach będzie np. złoto niemieckiego banku czy niemieckich instytucji prawnych, np. szkół czy bibliotek, to należy ono do państwa polskiego, które przejęło Ziemie Odzyskane wraz z majątkiem publicznym na podstawie traktatu poczdamskiego i powojennych polskich aktów: dekretu z 8 marca 1946 r. o majątkach opuszczonych i poniemieckich oraz ustawy z 6 maja 1945 r. o majątkach opuszczonych i porzuconych (DzU nr 17, poz. 97 ze zm.). Te akty mają także zastosowanie do niemieckich osób prawnych i obywateli, chyba że ich spadkobiercy wykazaliby, iż ich rodziny były ofiarami Trzeciej Rzeszy.

Pojawiają się głosy, że zawartość pociągu może należeć do Rosji jako następcy Związku Radzieckiego, w ramach tzw. reparacji, a więc odszkodowań powojennych. Adwokat Roman Nowosielski, zajmujący się odzyskiwaniem mienia przejętego w czasie wojny czy tuż po niej, uważa, że Rosja nie ma do tego żadnych podstaw. – Po pierwsze, ZSRR miał określony czas na zabranie reparacji (z terenu swojej okupacji), co uczynił z naddatkiem. Po drugie, to Polska była pod tym względem poszkodowana – tłumaczy.

Prywatne dla spadkobierców

Gdyby się natomiast okazało, że znalezione przedmioty należały do prywatnych osób, np. Rosjan, Polaków czy Żydów – niezależnie od ich obywatelstwa – to majątek przypada ich spadkobiercom. Jeśli chodzi o Żydów, to często trudno ustalić spadkobierców, gdyż ofiarą niemieckich zbrodni padały najczęściej całe rodziny. Wtedy w przypadku Żydów polskich ich spadkobiercą jest państwo polskie.

Tak samo byłoby z majątkiem, np. obrazami, należącym do osób prawnych, np. muzeów z państw okupowanych przez Niemcy – należałoby je im zwrócić. W ten sposób należałoby postąpić ze sławną Bursztynową Komnatą. Gdyby okazało się, że dar pruski dla cara zrabowany przez Niemców w czasie drugiej wojny światowej jest w pociągu, trzeba by go oddać Rosji.

Państwo polskie przejęłoby też, ale na podstawie ustawy o mieniu opuszczonym (jakkolwiek by to brzmiało), własność osób prywatnych, których nie można ustalić (oraz ich spadkobierców). Nie zadziała tu zasada niedawno wprowadzona do prawa autorskiego o tzw. dziełach osieroconych – pozwala ona muzeom czy Bibliotece Narodowej sprzedawać uprawnienia do dzieł zaginionych autorów, a uzyskane w ten sposób tantiemy czekają na ich odnalezienie.

Znaleźne

Nie ma wątpliwości, że znalazcom należy się znaleźne (bądź nagroda). Wbrew niektórym opiniom znalazca nie musi fizycznie przekazać znalezionej rzeczy, jeśli to sprawia kłopoty czy wymaga poniesienia znacznych kosztów. Wystarczy, że wskaże miejsce. ?Znaleźne wynosi jedną dziesiątą wartości znalezionej rzeczy i nie ma tu górnej granicy. Gdyby, jak niektórzy spekulują, znalezisko było warte 5 mld zł – to należy się 500 mln zł znaleźnego. Polak i Niemiec, którzy wskazali miejsce ukrycia pociągu, powiedzieli jednak, że ślad czy wręcz informację podał im na łożu śmierci mieszkaniec tych terenów. Można więc sobie wyobrazić jakieś roszczenia do podziału znaleźnego ze strony jego spadkobierców. Jedno jest pewne: ma je wypłacić ten, komu rzecz przypadnie.

Inaczej jest, gdy odnajduje się archiwa lub rzeczy, które są zabytkiem. Te zawsze przypadają Skarbowi Państwa, a znalazcy przysługuje nagroda. Maksymalnie może wynieść 30 przeciętnych pensji, a więc nieco ponad 120 tys. zł. Przyznaje ją minister kultury.

Poszukiwanie

Postępowanie ze znaleziskiem jest bardzo ważne. Już niemiecki „Suddeutsche Zeitung" skrytykował Polskę za sposób informowania o „złotym pociągu". Twierdzi, że może chodzić po prostu o „kaczkę dziennikarską u schyłku lata", gdyż wiceminister kultury Piotr Żuchowski publicznie oświadczył, że o pociągu wiedział już od marca, ale nie przedstawił twardego dowodu. Na razie ma być nim tylko zdjęcie georadarowe. Sam wiceminister powiedział, że sprawę przesądzi dotarcie do pociągu.

Zdaniem Piotra Lewandowskiego, prezesa Fundacji Thesaurus, która zajmuje się znaleziskami, skoro wciąż nie pokazano dowodu znalezienia pociągu, władze zamiast rozgłaszać o tym przypuszczeniu, powinny zmierzać do zweryfikowania zawiadomienia o znalezisku. ?Bardzo prawdopodobne, że pociągu we wskazanym miejscu nie ma, i nie warto wszczynać kosztownych poszukiwań, które mogą wymagać prac górniczych, wydatków na zabezpieczenie tunelu, a wcześniej uzyskania wielu pozwoleń.

Z kolei wojewoda dolnośląski zwołał zespół zarządzania kryzysowego w sprawie „złotego pociągu" i prosi o pomoc wojsko, by sprawdziło domniemane miejsce postoju georadarem. W jego ocenie pociągu tam jednak nie ma. Mimo to policjanci patrolują okolice torów w Wałbrzychu. Niewybaczalne byłoby bowiem, gdyby skarb, którym żyje nie tylko Polska, ktoś skradł.

Tym bardziej że polskie straty podczas wojny liczą dziesiątki tysięcy dzieł. Na szczęście część się odnajduje, np. w 2010 r. wróciły do kraju obraz Wojciecha Gersona „Odpoczynek w szałasie tatrzańskim" oraz martwa natura z ptakami holenderskiego malarza Melchiora de Hondecoetera.

Obowiązki znalazcy - co mówi prawo

Prowadzenie spraw związanych z rzeczami znalezionymi należy do starosty. Kto znalazł rzecz zagubioną, powinien:

- jeśli zna osobę uprawnioną do jej odbioru i miejsce pobytu, niezwłocznie wezwać ją do odbioru;

- jeśli nie zna osoby uprawnionej do odbioru rzeczy, zawiadomić starostę;

- gdy przekazanie rzeczy jest niemożliwe albo zbyt kosztowne, wskazać miejsce, w którym rzecz się znajduje.

Jeśli znalazca uczynił zadość swoim obowiązkom, przysługuje mu znaleźne w wysokości 1/10 wartości rzeczy.

Na podstawie ustawy o rzeczach znalezionych

Wielu ostrzy sobie zęby na złoto lub inne cenne rzeczy, które może tkwią w pociągu w tunelu pod Wałbrzychem.

Jeśli są to cenne rzeczy, najważniejsze będzie ustalenie, czy są jakieś dowody pozwalające ustalić, do kogo należały, a zatem ich właściciela. Od tego będzie zależało, komu teraz przypadną i kto ma płacić znaleźne znalazcom.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Praca, Emerytury i renty
Płaca minimalna jeszcze wyższa. Minister pracy zapowiada rewolucję
Prawo dla Ciebie
Nowe prawo dla dronów: znikają loty "rekreacyjne i sportowe"
Prawo karne
Przeszukanie u posła Mejzy. Policja znalazła nieujawniony gabinet
Sądy i trybunały
Trybunał Konstytucyjny na drodze do naprawy. Pakiet Bodnara oceniają prawnicy
Mundurowi
Kwalifikacja wojskowa 2024. Kobiety i 60-latkowie staną przed komisjami