Niedawno ukazała się ważna, chociaż opatrzona żartobliwym tytułem monografia prof. Ryszarda Markiewicza „Zabawy z prawem autorskim" (Wolters Kluwer 2015 r.). Osoby zajmujące się prawem autorskim lub odpowiedzialne za gromadzenie zbiorów bibliotecznych na uczelniach i w kancelariach prawniczych nie mogą przeoczyć tej pozycji.
To najważniejsza w polskiej literaturze prawniczej, choć nietypowa w formie monografia o granicach rozmaitych typów własności autorskiej, poczynając od tradycyjnych utworów (np. dzieł literackich) po dzieła sztuk pięknych i fotograficzne. Pomysł, aby rozważać tę złożoną problematykę przy użyciu ilustracji, jest tak oczywisty, że czytelnik zadaje sobie pytanie, dlaczego do tej pory nikt jej nie wykorzystał w prowadzeniu dyskursu naukowego i dydaktyki.
Ryszard Markiewicz przyznaje jednak na wstępie, że naśladuje swych nielicznych poprzedników, którzy zastosowali z powodzeniem analogiczną formę przekazu (np. R. Gorman i J. Ginsburg, autorów szeroko używanych na uczelniach amerykańskich materiałów do nauki prawa autorskiego, oraz M. Kummera, autora monografii „Das urheberrechtlich schützbare Werk", Bern 1968, w której zamieszczono wiele reprodukcji dzieł sztuki.
Wiatrak wśrod zadań
Monografię otwierają rozważania o konsekwencjach prawnych opublikowania pewnego rysunku zamieszczonego przez Centralną Komisję Egzaminacyjną w raporcie „Komentarz do zadań z matematyki" (2006 r.). Wysoka komisja opatrzyła go podpisem: „Rysunek powyższy pochodzi z arkusza egzaminacyjnego jednego z tegorocznych zdających. Był to jedyny rezultat intelektualnej pracy podczas egzaminu z matematyki, który zdający dostarczył egzaminatorowi do oceny". Rysunek przedstawia wiatrak, budynek, wóz i kilka innych przedmiotów, które charakteryzuje skromny stopień oryginalności. Autor monografii rozważa, czy dopuszczalne było opublikowanie tego utworu bez zgody twórcy oraz jakie są konsekwencje niewskazania autorstwa. Czy publikacja narusza dobra osobiste autora, który mógł poczuć się ośmieszony? Profesor Markiewicz podkreśla, że trudno uzasadnić dopuszczalność opublikowania takiego dzieła w świetle przepisów ograniczających własność autorską w interesie publicznym. Przeciwko możliwości powołania się na szeroko ujmowane prawo cytowania przemawiają zarówno charakter utworu, jak i ograniczenie wolności korzystania w ten sposób z cudzych dzieł tylko do utworów rozpowszechnionych po raz pierwszy za zgodą autora. Wątpliwy jest także argument, że mamy tu do czynienia z „materiałem urzędowym" w rozumieniu art. 4 pr. aut. Autor przyznaje, że ma wątpliwości, czy rysunek ucznia wolno zamieścić również w jego monografii. Nie chcąc narazić wydawcy „Rzeczpospolitej" na konflikt z prawem, z ostrożności procesowej zrezygnowałem z umieszczenia opisanego utworu w recenzji. Przykład ten uwidacznia, jakie ryzyka niesie korzystanie z cudzych utworów nawet w dobrej wierze i w interesie publicznym, zwłaszcza gdy ustawodawstwa zawierają przepisy ze szczegółowymi listami dopuszczalnych postaci korzystania z cudzej twórczości bez zgody „właściciela" praw autorskich.
Profesor Markiewicz wskazuje, że korzystając z utworu bez zgody uprawnionego, można niekiedy powołać się na prawa płynące z konstytucji, którym judykatura przyznaje wyższą rangę niż ochronie konkretnego uprawnienia płynącego z własności intelektualnej. W opisywanym przypadku korzystanie z cudzego rysunku trudno jednak usprawiedliwiać np. prawem swobody wypowiedzi lub krytyki cudzego dzieła. Z pewnością natomiast twórca nie może domagać się usunięcia wzoru jego tatuażu bezprawnie odtworzonego np. na twarzy osoby nieuprawnionej.