– Rosja jest niebezpieczna przede wszystkim dlatego, że jest znacznie lepiej przygotowana (militarnie) niż inni nasi oponenci – powiedział generał Ray Odierno, szef sztabu amerykańskich wojsk lądowych. Generał jednocześnie sceptycznie ocenia zdolności własnej armii, uważając, że jedynie 1/3 jej oddziałów podołałaby operacjom „wojny hybrydowej", jakie zaprezentowała rosyjska armia w marcu 2014 roku na Krymie.
Zdaniem Odierno niebezpieczeństwo ze strony Rosji zwiększa dodatkowo odrzucanie przez nią porządku świata, jaki wyłonił się po zakończeniu zimnej wojny.
Generał przedstawił swe przestrogi na konferencji prasowej, żegnając się z armią i odchodząc do rezerwy. Ale jest on już czwartym przedstawicielem amerykańskich sił zbrojnych, który w ciągu miesiąca publicznie uznał Rosję za największe zagrożenie dla Waszyngtonu. A to świadczy o powszechności takich poglądów w amerykańskim establishmencie wojskowym.
Jako pierwsza w lipcu tak nazwała Rosję sekretarz ds. lotnictwa wojskowego Deborah James. Wtórował jej dowódca Korpusu Piechoty Morskiej generał Joseph Danford, który niedawno zajął najwyższe stanowisko w armii amerykańskiej: szefa Połączonych Kolegiów Szefów Sztabów. Również szef sztabu wojsk lądowych Mark Milli nazwał Rosję „głównym zagrożeniem" USA.
Biały Dom kilkakrotnie już oficjalnie stwierdzał, że poglądy wojskowych „niekoniecznie odpowiadają poglądom ekipy prezydenta". Ale analitycy z brytyjskiego „European Lidership Network" sugerują na podstawie analizy ostatnich ćwiczeń wojskowych Rosji i NATO, że „Rosja szykuje się do konfliktu z NATO, a NATO – z Rosją".