Pojedynek Grzegorza Schetyny i Tomasza Siemoniaka o fotel przewodniczącego PO to początek nowej ery w ugrupowaniu, które właśnie oddało władzę w kraju, ale nadal wraz z PSL rządzi w większości sejmików wojewódzkich. W zakładanej półtorej dekady temu PO nie funkcjonują już frakcje, które rywalizowały o wpływy w czasach Donalda Tuska.
Jeszcze rok temu, po odejściu tego ostatniego na wysokie stanowisko do Brukseli, Ewa Kopacz rozdzielała stanowiska w rządzie między ludzi Schetyny i tzw. spółdzielnię, której szefowali Cezary Grabarczyk i Andrzej Biernat. Do tej ostatniej zaliczano też m.in. Ireneusza Rasia i Tomasza Lenza.
Zwalczająca schetynowców spółdzielnia była też dla Tuska gwarantem, że pod jego nieobecność były marszałek Sejmu nie odbuduje swej pozycji.
Frakcja Grabarczyka, najmocniej wspierająca byłą premier, uległa jednak rozpadowi. Choć sam Grabarczyk oficjalnie popierał Kopacz, a dziś bliżej mu do Siemoniaka, to jego dotychczasowi towarzysze poparli Schetynę.
– Nie da się ukryć, że Grzegorz Schetyna ma znacznie większe doświadczenie w zarządzaniu strukturami Platformy. Nie da się też ukryć, że gdy pełnił funkcję sekretarza generalnego, partia działała naprawdę bardzo sprawnie. To był najlepszy okres dla PO – przekonywał kilka dni temu Lenz, a Raś wystąpił u boku Schetyny, gdy ten oficjalnie ogłaszał swój start w wyborach na szefa PO.
Skąd ta zmiana? W partii, zwłaszcza wśród terenowych działaczy, od miesięcy rosła frustracja i niezadowolenie z drogi, którą obrała Platforma. – Przede wszystkim postępujący skręt w lewo. Nie do takiej partii się zapisywaliśmy i nie takiej, jak pokazały wyniki, chcą wyborcy – mówi nam jeden z nich.
Inny przyznaje, że za liczne wpadki Kopacz po prostu było mu wstyd. Starsi działacze nie mogli się także pogodzić z zaskakującymi transferami. Sprzeciw wzbudzał zwłaszcza Michał Kamiński, dawniej polityk PiS, który stał się jednym z najbliższych współpracowników Kopacz i jednym z głównych winnych porażki. – Śmialiśmy się nawet, że jest nadpremierem, bo w KPRM zajmował pokój nad pokojem Ewy i tej samej wielkości – przyznaje konserwatywny poseł PO. – Ale to śmiech przez łzy. Wszyscy pamiętamy jego ataki na Platformę.