Trumny jeszcze nie zasypano, ale pierwsze grudki ziemi poleciały już na wieko. Trener Legii Henning Berg zachowuje dobrą minę do dziwnej gry, która toczy się wokół niego. W wywiadzie dla norweskiej gazety „Verdens Gang" twierdzi, że nie wie nic o zwolnieniu z Legii i że nie zaprząta sobie tym głowy.
Tymczasem nie ma chyba gazety czy portalu internetowego w Polsce, który nie zdążyłby napisać, że mecz z Napoli w Lidze Europejskiej będzie ostatnim z byłym zawodnikiem Manchesteru United w roli trenera wicemistrza Polski.
Berg od początku miał w Warszawie pod górkę. W pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo, ale przecież obejmował Legię po Janie Urbanie, gdy zespół był na pierwszym miejscu w tabeli. W drugim sezonie przegrał tytuł, który był na wyciągnięcie ręki (Legia miała w pewnym momencie 9 punktów przewagi nad Lechem), ale ocena pracy Norwega nie mogła być jednoznacznie negatywna. Zdobyty Puchar Polski, a przede wszystkim niezła postawa w Europie – awans do fazy pucharowej Ligi Europejskiej – nieco osładzały gorycz po przegranym mistrzostwie.
Legia Berga zbyt często pokazywała dwie twarze. Potrafiła być skuteczna i wyrachowana w rozgrywkach międzynarodowych, a w lidze bawiła się w Robin Hooda – rozdawała punkty potrzebującym. Gdy jednak w tym sezonie zaczęło też coś szwankować w Europie – eliminacje przebrnięte w kiepskim stylu, porażka z Midtjylland w pierwszej kolejce dwa tygodnie temu – nagle właściciele klubu zaczęli tracić cierpliwość. I niczego nie zmienia to, że Legia jest na trzecim miejscu w lidze (traci do Piasta osiem punktów, czyli po podziale cztery) i wciąż ma szanse na awans z grupy w Lidze Europejskiej.
Można by pocieszać się tym, że do Warszawy nie przyjechał najważniejszy zawodnik Napoli Słowak Marek Hamsik, ale przecież piłkarze Legii nie są odcięci od świata i też czytają informacje o zwolnieniu Berga.