Platini był do piątku murowanym kandydatem na nowego szefa Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA), człowiekiem, który miał posprzątać po Blatterze.
Jeśli ktoś sprzeciwiał się temu pomysłowi, wskazywał przede wszystkim na związki Francuza z katarskimi szejkami, przypominał kolację w Pałacu Elizejskim z udziałem obecnego emira Kataru, ówczesnego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego i właśnie Platiniego.
Po tej kolacji szef Europejskiej Federacji Piłkarskiej (UEFA) poparł kandydaturę Kataru do organizacji mundialu 2022, Katarczycy kupili i do dziś tuczą swoimi pieniędzmi piłkarski klub Paris Saint-Germain, a syn Platiniego Laurent dostał znakomitą posadę w katarskiej firmie (ojciec twierdzi, że z powodu wybitnych zdolności biznesowych).
Gdy się okazało, jaki tak naprawdę będzie grudniowy mundial w Katarze i że przy budowie stadionów giną robotnicy niewolnicy, nawet Blatter uznał tę decyzję za błąd.
Ale torpeda, która może zatopić Platiniego przypłynęła wcale nie z Kataru, lecz ze Szwajcarii – ojczyzny Blattera. Posiedzenie Komitetu Wykonawczego FIFA zwołane w związku z odsunięciem za przekręty finansowe sekretarza generalnego Jerome'a Valckego miało zakończyć się konferencją prasową. Jednak najpierw ją przesunięto, a potem odwołano.