Rz: Rozprawa premiera Viktora Orbána z węgierskim Trybunałem podawana jest jako przykład ograniczenia, jeśli nie złamania, tej instytucji. Skąd wziął się konflikt z Trybunałem węgierskim ?
Dominik Héjj: Po dojściu do władzy w 2010 roku Viktor Orbán zaproponował Węgrom całkowite odnowienie kraju. Miało ono dotyczyć zarówno sfery duchowo-moralnej, jak i prawnoustrojowej. Miała to być odnowa totalna. Jedynym hamulcowym nowej idei mógł być Trybunał Konstytucyjny. Stało się tak dlatego, że koalicja Fidesz–KDNP zdobyła większość konstytucyjną. Jedna z pierwszych „nieprzychylnych" decyzji sądu konstytucyjnego dotyczyła niezgodności z ustawą zasadniczą opodatkowania odpraw w sektorze budżetowym. Był to podatek w wysokości 98 proc. wysokości odpraw.
Viktor Orbán od początku uważał, że dostał legitymizację od społeczeństwa na podejmowanie działań, z których planem Węgrzy mogli się zapoznać w trakcie kampanii wyborczej. Trybunał Konstytucyjny był dla premiera Węgier strażnikiem starego porządku.
W jaki sposób Orbán poradził sobie z Trybunałem ?
Już pół roku po objęciu władzy koalicja przegłosowała poprawkę do konstytucji, w myśl której ograniczono kompetencje Trybunału Konstytucyjnego. Prawo do orzekania zgodności ustaw z ustawą zasadniczą w następujących obszarach: ustawy budżetowej (w tym jej realizacji, a także podatków, świadczeń socjalnych, opłat, ceł), zostało ograniczone jedynie do badania zgodności z zawartymi w konstytucji: prawem do życia i ludzkiej godności, prawem do ochrony danych osobowych, prawem do wolności myśli, sumienia i wyznania oraz z prawami związanymi z obywatelstwem węgierskim. Jeśli Trybunał Konstytucyjny uznał, że dany akt prawny jest niezgodny ze wskazanymi powyżej zapisami, to mógł je unieważnić. Ograniczenie to ma miejsce, dopóki zadłużenie państwa jest wyższe niż połowa produktu krajowego brutto. W 2010 roku, gdy ta poprawka przechodziła, zadłużenie Węgier wynosiło 82,2 proc., dzisiaj sięga 76,9 proc. Oznacza to, że z Trybunałem Konstytucyjnym koalicja ma jeszcze spokój.