Jerzy Stępień o TK: Sędzia nie jest sługą żadnej z partii

Wzorcem stosowanym przez Trybunał Konstytucyjny przy kontroli aktów normatywnych nie jest program tej czy innej partii politycznej, ale normy konstytucyjne – pisze prawnik.

Aktualizacja: 26.11.2015 13:16 Publikacja: 26.11.2015 08:39

Jerzy Stępień.

Jerzy Stępień.

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodkowski

Wokół kwestii związanych z funkcjonowaniem Trybunału Konstytucyjnego narosło ostatnio wiele nieporozumień. Dobrze byłoby, żeby chociaż prawnicy nie powtarzali przy tej okazji bzdur mieszających w głowach osób mniej wprowadzonych w specyfikę sądownictwa konstytucyjnego. Bywało bowiem, że nawet adwokaci mylili Trybunał Konstytucyjny z Trybunałem Stanu. Swego czasu pewien adwokat gratulował mi nawet wyboru do Trybunału Stanu, chociaż nigdy do niego nawet nie kandydowałem. Od czasu do czasu czytam, że Trybunał jest trzecią izbą parlamentu. Warto więc przypomnieć rzeczy podstawowe, szczególnie w kontekście toczącej się wokół Trybunału swoistej wojny nerwów.

Logika i wnioski

Po pierwsze, twierdzenie, że Sejm poprzedniej kadencji wybrał pięciu sędziów, jest półprawdą. Owszem wybrał pięciu sędziów, ale pełnię prawdy oddaje zdanie, że 8 października 2015 r. Sejm podjął pięć oddzielnych uchwał o wyborze indywidualnie wskazanych pięciu sędziów, określając precyzyjnie terminy rozpoczęcia przez nich kadencji. W przypadku trzech sędziów początek kadencji przypadał na 7 listopada br., kadencje dwóch pozostałych rozpoczynają się kolejno 3 i 9 grudnia.

Z tego wynika, że trzech pierwszych sędziów rozpoczęło już swoje dziewięcioletnie kadencje, a kadencje dwóch pozostałych jeszcze się nie zaczęły i nie zaczną się przed 3 i 9 grudnia.

Po drugie, wybrani sędziowie są już sędziami i chroni ich immunitet sędziowski mimo niezaprzysiężenia, podobnie jak w przypadku posłów, którzy choć już wybrani, jeszcze nie złożyli przyrzeczenia poselskiego. Wybrani sędziowie nie mogą podjąć obowiązków, ponieważ nie złożyli ślubowania, a nie złożyli go, ponieważ prezydent jest aktualnie w Chinach i po powrocie tworzy do tego odpowiednie warunki.

Dlaczego zatem uporczywie mówi się o „piątce" wybranych sędziów? Chyba po to, by zatrzeć istotną różnicę pomiędzy tymi trzema, którzy już rozpoczęli swoje kadencje, a dwoma pozostałymi, którzy na rozpoczęcie kadencji jeszcze czekają. Oni (Platforma Obywatelska z PSL) wybrali swoją piątkę, to my na złość babci wybierzemy swoich pięciu, bo to my mamy teraz większość – mówią dziś wprost przedstawiciele parlamentarnej większości.

Nie wolno rozróżniać, jeśli ustawa czegoś nie rozróżnia (zasada lege non distinguente) – to wie każdy student po pierwszym roku prawa. Akurat w tym przypadku ustawa wyraźnie te dwa, można by powiedzieć, podzbiory sędziów rozróżnia, więc trzeba je rozróżnić i wyciągnąć z tego logiczne wnioski.

Poglądy zostają w domu

Po trzecie, w kółko powtarza się też przy tej okazji, nawet w dobrej wierze, że skoro sędziów TK wybiera Sejm, a zatem większość parlamentarna ukształtowana w momencie wyboru, to tym samym sędziowie są przedstawicielami gremiów politycznych i pełnią w sądzie konstytucyjnym rolę przedstawicieli partii, które je desygnowały i w ramach większości wybrały. Dodaje się przy tym, że sędziowie mają swoje poglądy polityczne, skoro każdy średnio rozgarnięty obywatel je ma, i tym samym te poglądy zbieżne z poglądami partii w parlamencie determinują wszelkie ich zachowania jako sędziów.

Rzeczywistość nie jest jednak tak prosta jak rozumowanie oparte na obserwacji konstrukcji cepa.

Gdyby tak było, to niemożliwe byłoby osiąganie konsensu w orzeczeniach tak często, jak to jest w praktyce. A dzieje się tak, ponieważ dla sędziów wzorcem kontroli aktów normatywnych nie jest program takiej czy innej partii, ale normy konstytucyjne, obrośnięte wieloletnią, a nawet wielowiekową tradycją interpretacyjną.

Jeśli przeanalizować wszystkie dotąd wydane wyroki polskiego Trybunału Konstytucyjnego, to okaże się, że sporów o najważniejsze wartości różniące świat polityki (np. ochrona życia, lustracja) jest tyle co kot napłakał. Może 90 proc. spraw kończących się wyrokami (chodzi tu o rząd 100 spraw rocznie) za wzorzec kontroli będzie miało zasadę państwa prawa sformułowaną w art. 2 konstytucji, na którą składają się między innymi takie oczywiste dla europejskiego porządku prawnego zasady jak: niedziałania prawa wstecz, prawidłowej (dawniej przyzwoitej) legislacji, ochrony praw słusznie nabytych, ochrony interesów w toku, zachowania odpowiedniego vacatio legis (okres pomiędzy ogłoszeniem a wejściem w życie aktu normatywnego), pewności prawa i bezpieczeństwa prawnego, wyłączności ustawy w materii praw i wolności obywatelskich oraz prawa daninowego, zakaz pogarszania sytuacji podatnika w roku podatkowym. Dość często Trybunał będzie odwoływał się do zasady proporcjonalności przy ograniczaniu praw i wolności (art. 31 ust. 3) oraz adekwatności środków niezbędnych do osiągnięcia założonego celu (art. 2). Dyżurnym wzorcem kontroli jest zasada równości (art. 32) czy prawo do sądu (art. 45).

Oczywiście, nie są to wszystkie wzorce, które przywołuje sąd konstytucyjny. Można je jeszcze długo wymieniać, ale konia z rzędem temu, który potrafiłby wskazać, że któraś z tych zasad czy norm konstytucyjnych stoi w sprzeczności z jakimkolwiek programem jakiejkolwiek partii politycznej.

Dyktatury już minęły

Dla sędziów konstytucyjnych wzorcami kontroli nie są programy partii, które rekomendowały kandydatów na sędziów, jeśli te partie jeszcze w chwili orzekania danego sędziego w ogóle istniały, ale właśnie te – przykładowo wymienione wcześniej – normy konstytucyjne, których żaden jako tako wykształcony prawnik nie będzie kwestionował. Wypracowane zostały w długim procesie budowania europejskiej kultury prawnej i przepuszczone przez filtr orzecznictwa w naszym wypadku już blisko trzydziestoletniej praktyki. I żadna partia polityczna, przynajmniej do chwili obecnej, nie zadeklarowała, że będzie walczyła o wyeliminowanie z systemu prawa konstytucyjnego którejś z wymienionych zasad czy norm.

Na tym właśnie polega istota pracy sądów konstytucyjnych. W Stanach Zjednoczonych zrozumiano to już w na początku XIX w. i dlatego nie było tam nigdy dyktatury. Europa Zachodnia pojęła to w pełni dopiero po II wojnie światowej, po doświadczeniach z licznymi tu dyktaturami z lat międzywojennych i bezpośrednio powojennych. Dotarło to w końcu do państwa naszego środkowo- i wschodnioeuropejskiego kręgu, ale z trudem się przyjmuje, jak widać to na przykładzie Rosji, Białorusi, Ukrainy, Węgier, Czech, a ostatnio także i u nas niektórzy zaczynają zerkać pod tym względem na wschód. Gratulacje!!!

Byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego już kilka tygodni temu ostrzegali przed skutkami manipulowania przy wyborze kolejnych sędziów, nazywając to wręcz zamachem na Trybunał. Od wydania tego oświadczenia sytuacja uległa pogorszeniu. Niektórzy publicyści zarzucili nam przedwczesność reakcji. Niestety, pacjent nie zawsze wie, że już jakiś czas temu zaatakowała go choroba. Na razie nic go nie boli i sił mu nie ubywa, ale gdyby poszedł w odpowiednim momencie do lekarza, to usłyszałby od specjalisty, że choroba ma już swoje ognisko i niepokojąco się rozwija. Zanim pacjent odnotuje pierwsze jej objawy, specjalista będzie mógł na podstawie przeprowadzonych badań i obserwacji postawić diagnozę, zdefiniować chorobę i zlecić lekarstwo.

Nasze państwo, odzyskane po 1989 r., nigdy nie było w pełni zdrowe, ale teraz pojawiły się już pierwsze objawy kolejnej choroby. Specjaliści, a nikt nie zaprzeczy, że nasze konsylium jest w pełni profesjonalne, są w stanie wskazać, skąd wzięły się te objawy i czego dowodzą. Zaproponowaliśmy nawet skuteczną terapię, ale, jak wiadomo, zawsze znajdą się pacjenci, którzy będą lekceważyli głos specjalistów i pójdą do znachora. Chcą dalej indywidualnie cierpieć, niech cierpią – państwo nie jest jednak pojedynczym, indywidualnym pacjentem, który może sobie pozwolić na terapię jakiegoś konowała.

Autor jest byłym sędzią Trybunału Konstytucyjnego

Wokół kwestii związanych z funkcjonowaniem Trybunału Konstytucyjnego narosło ostatnio wiele nieporozumień. Dobrze byłoby, żeby chociaż prawnicy nie powtarzali przy tej okazji bzdur mieszających w głowach osób mniej wprowadzonych w specyfikę sądownictwa konstytucyjnego. Bywało bowiem, że nawet adwokaci mylili Trybunał Konstytucyjny z Trybunałem Stanu. Swego czasu pewien adwokat gratulował mi nawet wyboru do Trybunału Stanu, chociaż nigdy do niego nawet nie kandydowałem. Od czasu do czasu czytam, że Trybunał jest trzecią izbą parlamentu. Warto więc przypomnieć rzeczy podstawowe, szczególnie w kontekście toczącej się wokół Trybunału swoistej wojny nerwów.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji