I to nie tylko dlatego, że pierwsze gazowce ze skroplonym błękitnym paliwem będą zawijać do Polski dopiero za ponad pół roku. Wszak gazoport czekają jeszcze skomplikowane procedury. Nawet minister Skarbu Państwa przyznał, że pełny rozruch terminalu LNG będzie możliwy w „drugim kwartale przyszłego roku".

Uroczystość, w której wzięła udział premier Ewa Kopacz, przypomina więc sytuację, w której ktoś przed wyborami otwiera kawałek autostrady. Tyle że po uroczystym przecięciu wstęg na drogę wrócą walce i buldożery, a kierowcy pojadą nią dopiero wiosną kolejnego roku. Czy to nie kpina z wyborców?

Ale największy absurd poniedziałkowego eventu polega na tym, że on wcale może nie pomóc rządowi i Platformie Obywatelskiej z jeszcze innego powodu. Przypomina bowiem opinii publicznej o wielu zaniedbaniach związanych z budową tego – kluczowego dla polskiego bezpieczeństwa – obiektu. Historia powstawania gazoportu jest bowiem historią nieudolności polskiego państwa, które z jedną z najważniejszych inwestycji spóźni się niecałe dwa lata.

Przy okazji PO przypomina obywatelom o kontrowersjach wokół kontraktu katarskiego, w którym w zamian za drogi gaz Katarczycy mieli zainwestować w nasze stocznie. Ze stoczniami nie wyszło, lecz względnie wysokie rachunki za gaz będziemy musieli płacić (od czasu jego podpisania ceny błękitnego surowca na świecie spadły wszak na łeb na szyję). Przy okazji przypomina się polskie marzenie o gazie łupkowym, które z cudownego snu zmieniło się w senny koszmar – przez lata rząd nie był w stanie stworzyć przepisów zachęcających potencjalnych inwestorów do poszukiwania złóż niekonwencjonalnego paliwa w Polsce. Efekt – liczba ważnych koncesji na poszukiwanie łupków spada z roku na rok dramatycznie. Powodem są nie tylko rozczarowujące pierwsze wyniki badań, ale również – a może przede wszystkim – niepewność inwestorów.

Dlaczego więc Platforma w kampanii organizuje event, który tak jej szkodzi? Wiele wskazuje na naprawdę niskie mniemanie o inteligencji wyborców. Oraz na zwykłą desperację. Desperacją jest bowiem sytuacja, w której córka Ewy Kopacz – by pomóc PO w kampanii – ogłasza, że wyemigruje, jeśli wygra PiS. A zdesperowani politycy zdolni są do wszystkiego.