Goodbye, tani internecie?

Należy dokonać innego podziału (scalenia) sprzedawanych częstotliwości mobilnego internetu LTE, co umożliwi znacznie efektywniejsze, a więc tańsze, ich wykorzystanie – wskazuje były przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

Publikacja: 21.09.2015 21:00

Witold Kołodziejski

Witold Kołodziejski

Foto: materiały prasowe

Scena jak z filmu grozy. Jest jesień 2015 r., 115. dzień licytacji. Naprzeciw siebie tuzy rynku telekomunikacyjnego. Stawka olbrzymia, ostatnie wolne częstotliwości LTE. Prawie 7 mld zł w puli.

Autorami scenariusza są najważniejsze urzędy państwowe: Urząd Komunikacji Elektronicznej i Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji. Nagle gaśnie światło. To nie film, to rzeczywistość. Oto obraz trwającej od kilku miesięcy aukcji na częstotliwości internetu mobilnego. Dlaczego cała ta sprawa ma interesować statystycznego Kowalskiego? Może dlatego, że owych 7 mld zł będzie płaconych z jego kieszeni.

Mobilny internet jest ciągle drogi

Większość z nas korzysta lub chce korzystać z mobilnego internetu w smartfonach, laptopach, tabletach. Szkopuł w tym, że jest on drogi. Minuty rozmów są coraz tańsze, ale internet w komórkach stanieć nie chce.

Istotnym składnikiem wysokiej ceny jest opłata, jaką musi wnieść operator do budżetu państwa za wykorzystywanie częstotliwości. Zależność jest więc prosta, im więcej operator płaci za częstotliwości, tym więcej abonent płaci za internet.

W rezultacie powstaje mechanizm zakamuflowanego zasilenia budżetu z pieniędzy obywateli. Jest drogo, coraz drożej.

Początkowe szacunki mówiły o maksymalnie 3 mld zł uzyskanych z aukcji. Dziś mówi się już o kwocie 7 mld zł. Wyobrażam sobie euforię w Ministerstwie Finansów. Można wrzucić je w czarne dziury – na wypłaty dla górników, służbę zdrowia... Dla nas, płacących wysokie rachunki, problem polega na tym, że nawet tak duży zastrzyk finansowy nie jest elementem kuracji, tylko jednorazowym zasileniem niespinającego się budżetu.

Problem narasta

Źle skonstruowana aukcja nie chce się zakończyć, a licytowana kwota rośnie. Z jednej strony rząd cieszy się ze spodziewanych wpływów, z drugiej zaś, na finiszu przedwyborczym, potrzebna jest gotówka w ręku.

Stąd pomysł ryzykownego, na granicy prawa, przerwania licytacji przez wprowadzenie nowego rozporządzenia zmieniającego reguły w trakcie gry. Zachodzi jednak uzasadniona wątpliwość, czy granica ta nie została przekroczona.

Mnożą się protesty, pojawiają się opinie konstytucjonalistów o niezgodności wprowadzanych rozwiązań z ustawą zasadniczą. Jest to zapowiedzią wieloletnich procesów i gigantycznych roszczeń, których ewentualne pokrycie znów płacone będzie z kieszeni podatnika.

Rozbieżne interesy

Trzeba powiedzieć, że interesy operatorów, uczestników aukcji, znacząco się różnią. Tym, którzy już mają dostęp do częstotliwości internetowych, nie zależy na szybkim zakończeniu licytacji, a niemającym dostępu – na jak najszybszym ich zakupie.

Jednak niezależnie od poszczególnych interesów operatorów i rządu trzeba postawić pytanie, gdzie leży interes nas, użytkowników?

Organem, który powinien pilnować tego naszego, społecznego interesu, jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. KRRiT nie ma wprawdzie, w myśl obowiązujących dzisiaj przepisów, odpowiednich instrumentów, jednak jej konstytucyjną rolą jest pilnowanie interesu społecznego na rynku mediów. Internet stanowi już dziś integralną część tego rynku.

To także kolejny dowód na konieczność wprowadzenia głębokich zmian w ustawach i integracji Urzędu Komunikacji Elektronicznej z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji.

Co można zrobić

Wróćmy jednak do zasadniczego tematu. Czy mamy jeszcze szanse na tani internet mobilny?

Jakie warunki muszą być spełnione, aby tak było?

Po pierwsze, należy dokonać innego podziału (scalenia) sprzedawanych częstotliwości, co umożliwi znacznie efektywniejsze, a więc tańsze, ich wykorzystanie. Szersze pasmo jest także niezbędne, by sprostać wymaganiom zaawansowanych usług.

Po drugie, wprowadzić model operatora otwartego, hurtowego, z którego usług korzystać mogliby inni operatorzy, nie tylko ci najwięksi. To z kolei umożliwi prawdziwe otwarcie na konkurencję.

Opisane przeze mnie rozwiązania nie są niczym nowym. Znane były i wskazywane na długo przed rozpisaniem feralnego konkursu. Niestety, nie skorzystano z nich.

Dzisiaj nie ma winnego – MAiC zrzuca winę na UKE, a UKE na operatorów. Sytuacja jest trudna, choć nie patowa.

Jedynym rozwiązaniem, jakie widzę w tej sytuacji, jest unieważnienie trwającej licytacji. Po stronie strat trzeba wtedy zapisać stracony czas i spodziewane roszczenia operatorów, to koszt niekompetencji decydentów. Jednak spodziewany zysk jest według mnie wart poniesienia takich kosztów. W całym tym zamieszaniu zapominamy o interesie społecznym, o interesie obywatela.

Tani internet nie może dziś być ani łaską, ani przywilejem. Nie jest prezentem od państwa. Jest narzędziem pracy, nauki, rozrywki. Kołem napędowym zmian kulturalnych i naukowych, szansą szybszego rozwoju cywilizacyjnego. Dlatego, wbrew trudnościom, warto o niego powalczyć.

Scena jak z filmu grozy. Jest jesień 2015 r., 115. dzień licytacji. Naprzeciw siebie tuzy rynku telekomunikacyjnego. Stawka olbrzymia, ostatnie wolne częstotliwości LTE. Prawie 7 mld zł w puli.

Autorami scenariusza są najważniejsze urzędy państwowe: Urząd Komunikacji Elektronicznej i Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji. Nagle gaśnie światło. To nie film, to rzeczywistość. Oto obraz trwającej od kilku miesięcy aukcji na częstotliwości internetu mobilnego. Dlaczego cała ta sprawa ma interesować statystycznego Kowalskiego? Może dlatego, że owych 7 mld zł będzie płaconych z jego kieszeni.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację