Co zdecydowało, że kandyduje pan na prokuratora generalnego?
Krzysztof Karsznicki: Trudno mi było się pogodzić z panującym w pewnych kręgach poglądem, że źródłem porażek i niepowodzeń prokuratury w ostatnich pięciu latach było wyodrębnienie prokuratury ze struktury Ministerstwa Sprawiedliwości. Zerwanie unii personalnej ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego uważam za krok we właściwym kierunku. Uważam nawet, że ta niezależność od władzy wykonawczej wymaga dalszego wzmocnienia. Przyczyn porażek upatrywałbym natomiast w złej organizacji pracy i w złym zarządzaniu. Wiem, jak usunąć bariery, które paraliżują i blokują efektywne działanie. Mam głębokie przekonanie, że jesteśmy w stanie zmienić prokuraturę i odbudować zaufanie społeczne. Dlatego zdecydowałem się kandydować na ten poważny urząd.
Kadencja Andrzeja Seremeta nie należała do najłatwiejszych. Nie obawia się pan powtórki?
To, co nas najbardziej ogranicza w działaniu, to nasza wyobraźnia. Gdybym teraz zaczął analizować, czy nie spotka mnie to samo, co spotkało PG A. Seremeta, to pewnie nie zdecydowałbym się na udział w konkursie. Mając na uwadze tak małą liczbę kandydatów, którzy przystąpili do konkursu, sądzę, że wielu prokuratorów i sędziów chyba tak właśnie myślało. Nie da się jednak wejść na Mount Everest, nie wychodząc z domu.
Obecny PG twierdzi, że to funkcja, która wymaga dużej odpowiedzialności.