Gdybyście nie wiedzieli, to Internet świętuje specjalny dzień — dzień „Powrotu do przyszłości”. Bo 21 października 2015 roku to data, do której przenosi się Marty McFly w „Powrót do przeszłości II” — filmie Roberta Zemeckisa z 1989 roku. To środkowa część trylogii filmów fantastyczno-naukowych traktujących o podróżach w czasie (z pewnym przymrużeniem oka). Filmy dorobiły się statusu kultowych — stąd ogromne zainteresowanie „świętem”. I okazja, żeby sprawdzić, czy twórcy scenariusza trafnie przewidzieli rozwój technologii.

Na dobry początek — transport. W filmie widać m.in. latające samochody i lewitującą deskorolkę. Co zaskakujące, akurat te pozycje obowiązkowe w każdym filmie science-fiction pozycje sprawdziły się. Może nie co do joty, ale zawsze. Lewitującą deskorolkę pokazał niedawno Lexus. Wymaga ona co prawda „pomocy” w postaci odpowiedniego magnetycznego podłoża, ale jest. Są też unoszące się nad ziemią deskorolki wykorzystujące dmuchawy powietrza.

A samochody? Auta mogące w kilka chwil zamienić się w pojazd latający także są (prawie) dostępne. Jeden proponuje amerykańska Terrafugia, inny jest dziełem słowackiej Aeromobil. Nie przypominają jednak zwykłych samochodów — przede wszystkim mają skrzydła.

Podobnie — czyli blisko, ale nie do końca — wygląda sprawa z paliwem. W filmie wystarczy, że doktor Emmett Brown wsypie odpadki i śmieci do zmodyfikowanego DeLoreana DMC-12 (to w nim zainstalowano specjalną konsolę i sprzęt czyniący z auta wehikuł czasu). W rzeczywistości istnieją autobusy jeżdżące na paliwie pozyskanym ze ścieków i opadków, jednak procedura nie jest tak prosta, jak wrzucenie do „konwertera” kilku plastikowych opakowań.

Twórcy filmu przewidzieli również zautomatyzowane stacje benzynowe, w których wąż z paliwem sam trafia do wlewu baku — prototyp podobnego urządzenia, tyle że elektrycznego, pokazała niedawno Tesla.

Podobnie jest z taksówkami — na co zwraca uwagę sieć BBC. W filmie czarny charakter Biff płaci za przejazd odciskiem palca. W prawdziwym świecie już teraz można płacić bezgotówkowo i bezkartowo — telefonem komórkowym. A transakcje mogą być potwierdzone przez czytnik linii papilarnych. Istnienia takich firm jak Uber nie przewidzieli jednak nawet scenarzyści Hollywood.

Nie przewidzieli płatności smartfonem, bo nie przewidzieli smartfonów jako takich. Bohaterowie używają nadal budek telefonicznych na ulicy albo telewizorów do wideopołączeń. Coś takiego jak mieszczący się w kieszeni telefon z wielkim dotykowym wyświetlaczem, na którym można widzieć rozmówcę nie przeszło scenarzystom przez głowę.

Podobnie jak Internet. Nie ma e-maili (są faksy), plików multimedialnych, czy portali ze streamingiem wideo (są płyty laserowe). Nie ma tabletów i czytników e-książek — są papierowe gazety.

Co zaskakujące, w filmie są natomiast początki „elektroniki do ubrania” — tzw. wearables. Marty nosi „inteligentną” kurtkę, a policjanci mają wszyte w mundury wyświetlacze. Takie połączenie materiałów z elastyczną elektroniką już istnieje, a na pokazach mody (tej brardziej technicznej) można zobaczyć m.in. sukienki zmieniające kolor. Są nawet gogle wirtualnej rzeczywistości — podobne do tych, jakie mają obecnie Microsoft, należący do Facebooka Oculus Rift, czy Google Glass. Nawiasem mówiąc istnienia internetowych gigantów ingerujących w nasze życie — Facebooka i Google — też filmowcy nie przewidzielli.