Kiedy gmach otwarto w 1965 roku, opinie były różne. Niektórzy złośliwie sugerowali, że wewnątrz jest tak paradny jak moskiewskie metro. Wielu jednak podkreślało, że w nowej architekturze jest więcej powietrza. Wystrój nawiązuje do lat 60., ale ma wiele akcentów zainspirowanych polską sztuką ludową, co czyni wnętrza wyjątkowymi i niepowtarzalnymi. Gobeliny, mozaikowe zegary, wzorzysta, jesionowa podłoga w foyer – to wszystko jest piękne! Sama widownia została powiększona o 1000 miejsc, a największa na świecie scena operowa ma też niezwykłe możliwości techniczne.
Gmach mieści w prawym skrzydle także narodową scenę teatralną. W latach 90. minister Kazimierz Dejmek próbował połączyć obie instytucje w jeden organizm nazwany Teatrem Narodowym ze sceną dramatyczną im. Bogusławskiego i operowo-baletową im. Moniuszki. Dlaczego pomysł nie zdał egzaminu?
To była szalona idea nawiązująca historycznie do koncepcji Wojciecha Bogusławskiego. Niefortunna unia trwała zaledwie trzy sezony (1995–1998). Wywołała duże zaskoczenie artystów obu scen, którym trudno było sobie wyobrazić rezygnację z dotychczasowej suwerenności. Długo nie można było znaleźć dyrektora tego kombinatu. Wreszcie powołano Janusza Pietkiewicza znanego i operatywnego impresaria. Przystąpił do działania z reżyserem operowym Ryszardem Perytem, który zasłynął realizacją wszystkich oper Mozarta. Wystąpili z tyleż pięknym, co utopijnym projektem, który obejmował lata 1996–2001 i powitanie nowego tysiąclecia. Miały być inscenizacje wielkich oper romantycznych, barokowych, oratoriów, przewidywano inicjatywy skierowane do młodych. W stulecie śmierci Verdiego chciano wystawić wszystkie jego opery, kolejnym nurtem był Adam Mickiewicz w operze i w dramacie. Projekt budził podziw, ale świadczył o niefrasobliwości i był nierealny także ze względów finansowych.
Teatr Wielki był wielokrotnie miejscem zawiedzionych nadziei. Na przykład znakomitego artysty Bogdana Wodiczki, który dla nowego gmachu organizował zespół i planował repertuar, a otwarcia dokonał w 1965 roku nie on, tylko Witold Rowicki.
Obaj dyrygenci od lat ze sobą rywalizowali w Filharmonii Krakowskiej i Narodowej. W tym współzawodnictwie częściej wygrywał Wodiczko. Budując zespół Teatru Wielkiego, miał wizję nowoczesnego teatru muzycznego. Władze wybrały jednak Rowickiego. Data 19 listopada 1965 roku była, jak wyliczył historyk teatru Józef Szczublewski, 13. z ogłaszanych i wreszcie dotrzymanym terminem. Urządzono niewyobrażalną jak na tamte czasy galę. Przyjechało 400 gości z 25 krajów; dzień po uroczystym koncercie 19 listopada odbyła się premiera „Strasznego dworu" pod batutą Witolda Rowickiego, ktory przyjął nominację dyrektorską 1 stycznia 1965 roku. Wodiczko zrezygnował dopiero w maju, gdy zorientował się, że jest bez szans.