Zainspirowany audycją w radiowej trójce, której tematem była ocena efektów działania pracowniczych programów emerytalnych (PPE) postanowiłem najbliższy felieton poświęcić wygłoszonej tam (i głoszonej w zasadzie powszechnie) tezie, że III filar, czyli dobrowolne oszczędności emerytalne to absolutna klęska i niepowodzenie.
Nie mam wątpliwości, że innego poglądu niż ten o „klęsce", „zapaści" itd. nie da się głosić patrząc jedynie na dane Komisji Nadzoru Finansowego dotyczące samych PPE.
Przypomnijmy podstawowe statystyki dot. rynku programów emerytalnych (grudzień 2014 roku): łącznie ok. 1 100 funkcjonujących programów, 322 tys. aktywnych uczestników, ponad 1,2 mld zł nowych składek w 2014 roku oraz nieco ponad 10 mld złotych zgromadzonych środków łącznie (czyli średnio ok. 30 tys. zł na uczestnika). To prawda, cyfry te nie wyglądają imponująco, szczególnie jeżeli uświadomimy sobie, że te 322 tys. uczestników PPE to niespełna 6 proc. wszystkich zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw (grupa ta liczy obecnie ok 5,5 mln pracowników). Celowo zawęziłem grupę potencjalnych uczestników programów wyłącznie to tej kategorii, eliminując w ten sposób zatrudnionych w rolnictwie (2 miliony osób), w sektorze publicznym (dla części nich PPE tak jest niedostępne), zatrudnionych w małych firmach, do 9 osób, czy w końcu samozatrudnionych (ponad 3 miliony Polaków).
W praktyce przedstawiciele wskazanych grup i tak w praktyce nie za bardzo mogą uczestniczyć w programach emerytalnych (nawet jeżeli niektórym z nich prawo na to pozwala). Ale oczywiście te 6 proc. trudno uznać za sukces. Jednak wniosek o kompletnym niepowodzeniu wydaje się być zdecydowanie przesadzony. Dlaczego? Po pierwsze PPE stanowią jedynie fragment rozwiązań organizacyjnych stosowanych przez pracodawców zainteresowanych finansowaniem świadczeń emerytalnych dla swoich pracowników. Często analizując zachowania firm zapomina się, że część pracodawców nie jest zainteresowana PPE, ale to wcale nie oznacza, że nie są gotowe wspierać swoich pracowników w procesie oszczędzania na emeryturę. Na przykład mogą to robić wpłacając składki do tzw. planów „pozaustawowych" (zwanych w skrócie PPO), które od strony konstrukcji przypominają często PPE, np. , podobnie jak PPE mogą działać w oparciu o umowę z funduszami inwestycyjnymi czy zakładami ubezpieczeń na życie.
Kluczowa różnica pomiędzy PPE, a planami pozaustawowymi polega na tym, że te ostatnie tworzone są „poza" ustawą o pracowniczych programach emerytalnych. W efekcie nie mogą korzystać z zachęt podatkowych przewidzianych w ustawie, ale z drugiej strony nie muszą poddawać się rygorom jej przepisów. Istnieje naprawdę duża grupa pracodawców dla których te ostatnie stanowią na tyle dużą przeszkodę, że są gotowe zrezygnować z ulg podatkowych na korzyć elastyczności, którą oferują plany pozaustawowe. Bazując na posiadanych danych (pochodzących z tzw. przeglądów łącznych wynagrodzeń, w ramach których Mercer zbiera informacje o praktykach dot. polityk wynagrodzeniowych funkcjonujących w ponad 300 firmach, głównie międzynarodowych) możemy szacować, że dzisiaj na rynku funkcjonuje przynajmniej drugi tysiąc takich właśnie pozaustawowych planów. Z tych samych danych wynika również, że łącznie ok. 25 proc. pracodawców oferuje swoim pracownikom różnego typu wsparcie emerytalne (mówimy tutaj o średnich i dużych firmach, zdecydowanie należących do grona wiodących pracodawców). Wspomniana powyżej liczba tysiąca planów pozaustawowych to jedynie szacunek, żadne „twarde" dane nie są tutaj bowiem dostępne.