Napisać historię duszy

Swietłana Aleksijewicz, wybitna reporterka, tworzy wielką kronikę uczuć ludzi żyjących w byłym ZSRR.

Aktualizacja: 09.10.2015 07:02 Publikacja: 08.10.2015 19:04

Swietłana Aleksijewicz po wczorajszej konferencji prasowej w Mińsku

Swietłana Aleksijewicz po wczorajszej konferencji prasowej w Mińsku

Foto: EPA/Tatyana Zenkovich

Akademia Szwedzka po raz 14. nagrodziła kobietę, po raz pierwszy – autora reportażu. A precyzyjniej – twórczynię osobnego gatunku non fiction: polifonicznej powieści głosów.

Jest w tym niezwykła symbolika. Swietłana Aleksijewicz pisze kronikę ostatniego półwiecza, oddając głos postaciom zbiorowego sowieckiego i postsowieckiego spektaklu. Indywidualność przeciwstawia oficjalnym ideologicznym narracjom, a każde ludzkie istnienie – władzy działającej w imieniu mas. A przy tym sama zachowała w literaturze odrębność.

Zawsze obchodziła ją rzeczywistość. „Torturowała mnie i przyciągała" – mówiła przed laty w wywiadzie. Woli widzieć świat jako chór indywidualnych głosów, bo jedynie w ten sposób może podejść do realności blisko. „Tylko tak w pełni realizuję swój emocjonalny i umysłowy potencjał, mogę być jednocześnie pisarką, reporterką, socjologiem i kaznodzieją".

Profesor Sara Danius, sekretarz Akademii Szwedzkiej, uzasadniając werdykt, podkreśliła, że pisarstwo Aleksijewicz to „pomnik cierpienia i odwagi we współczesności". – Od 40 lat zajmuje się mapowaniem losów ludzi. Ale nie pisze historii zdarzeń, lecz historię uczuć. Oferuje nam świat emocji, wydarzenia zaś takie, jak katastrofa w Czarnobylu czy sowiecka wojna w Afganistanie, stają się jedynie pretekstami do zgłębienia ludzi – mówiła Danius. – Jej pisarstwo to historia duszy.

67-letnia Aleksijewicz od lat była typowana do literackiego Nobla. Podczas niedawnej wizyty w Warszawie (w czerwcu była gościem Big Book Festival) porównała siebie do pszczoły, która zbiera nektar ludzkich opowieści, by ułożyć z nich mozaikowy obraz świata.

Urodziła się 31 maja 1948 r. w Iwano-Frankiwsku na Ukrainie, dorastała na Białorusi. Jest córką nauczycieli, matka była Ukrainką, ojciec – emerytowany wojskowy – Białorusinem. Już w szkole pracowała jako lokalna reporterka. Studiowała dziennikarstwo w Mińsku, pisała dla prowincjonalnych tytułów, uczyła, aż została szefową działu reportażu w piśmie literackim „Niemen".

Od lat 70. przemierzała ZSRR, wysłuchując wstrząsających, często bezgranicznie smutnych, odartych ze złudzeń świadectw. Jej książki to trudne, sprawiające ból lektury, obnażające niepojęte cierpienia. Są konfrontacją nie tylko ze złem, lecz także z jego uporczywą trwałością. I wielogłosową opowieścią o utraconych marzeniach oraz o samotności.

Wiele tych rozmów przypomina zapis spowiedzi – reporterka niestrudzenie, cierpliwie wraca do bohaterów, czeka tygodniami na moment, w którym coś pęknie, zacznie wylewać się prawda. Trudno zrozumieć, jak żyje z ciężarem tych opowieści. Bo sama emanuje łagodnością i spokojem. Pogardliwie używane wobec niej określenie władz białoruskich – „pacyfistka" – najlepiej oddaje cichą siłę jej literatury i osobowości. Równie uzasadnione byłoby przyznanie jej Pokojowej Nagrody Nobla, bo pisarstwo Aleksijewicz to wielki sprzeciw wobec ogromu krzywd wojennych.

Prawda o nich – prywatna, subiektywna – jest głównym przesłaniem „Głosów Utopii", wielotomowego dzieła, które Aleksijewicz tworzy z imponującą konsekwencją i wyczuciem. Trudno w literaturze o bardziej poruszający przykład przywracania ludziom godności. Aleksijewicz szuka człowieczeństwa, stara się je ocalić. W jej książkach mówią ci, których nikt nie chce słuchać.

Wojna odczarowana

Pierwsze były napisane na przełomie lat 70. i 80. historie zebrane pod tytułem „Opuściłem swą wioskę". Ale książkę uznano za dysydencką, nakazano jej zniszczenie. Potem Aleksijewicz latami jeździła z magnetofonem do kobiet radzieckich, wysłuchiwała przemilczanych przez 40 lat opowieści. Jej pierwsza głośna książka, „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" (w Polsce opublikowana, jak inne prace Aleksijewicz, nakładem Wydawnictwa Czarne), powstała w 1983 r. Ale w Rosji ukazała się dopiero w 1985 r., za Gorbaczowa. Była jak granat wrzucony do gabloty z mitem o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.

– W Rosji wszyscy byli tej książce przeciwni – mówiła w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" w 2009 r. – Opowieści kobiet łamały dwa kanony wyobrażeń o wojnie: sowiecki i męski. Cenzorzy pytali: „Po co pani pisze o menstruacji? O tym, że kobiety chodziły w spodniach? Czemu nie o walce i bohaterstwie?". A mnie jedna z pań na pytanie, co na wojnie było najstraszniejsze, odpowiedziała: „Myślisz, że umieranie? Nie, chodzenie przez cztery lata w męskich gaciach".

W tym samym roku ukazali się „Ostatni świadkowie" – tu o wojnie opowiadały dzieci. W 1989 r., po latach podróży na front w Afganistanie i do domów matek, które pochowały swych synów, ukazali się „Cynkowi chłopcy" – świadectwa cierpień chłopaków, którzy stracili życie, zdrowie i złudzenia na wojnie w Afganistanie. To książka szczególnie aktualna w kontekście wojny na Ukrainie i nalotów prowadzonych przez Rosję w Syrii.

Polityczny kontekst wyróżnienia Aleksijewicz – opozycyjnej pisarki pracującej w realiach reżimu Łukaszenki – wydaje się oczywisty, ale tylko podkreśla jej osobistą odwagę i konsekwencję. Mieszkała we Włoszech, w Niemczech, Francji. Od kilku lat jest znów na Białorusi. I nie wyjedzie, bo tak obiecała wnuczce. W Warszawie mówiła: – Trudne życie na Białorusi można opisać tylko żyjąc tam, w domu. Wielu nie może tego robić. Ja mogę i dlatego zostanę.

Jej książki ukazują się w ponad 20 krajach, ale do ojczyzny są przemycane z Rosji.

Z piekła do miłości

W latach 90. Aleksijewicz – już głośna autorka opozycyjna – wydała „Enchanted with Death" („Zauroczeni śmiercią") o tych, którzy popełnili samobójstwa wraz z rozpadem ZSRR. Koniec imperium oznaczał dla nich szok, nie potrafili żyć odłączeni od ideologii. Podobnemu wątkowi – życiu po katastrofie – poświęciła „Czarnobylską modlitwę", najbardziej futurystyczną ze swych książek. Losy ludzi naznaczonych awarią reaktora ułożyły się w przypowieść o świecie po wojnie nuklearnej.

Ostatnia książka, „Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka", to wielka kronika rozgoryczenia transformacją. Zapis zawodu, jaki dawni ludzie sowieccy sprawili samym sobie, nie umiejąc stworzyć demokracji. Jeden z  rozmówców mówi: „Jaka tam wolność? Dla naszego człowieka wolność to jak okulary dla małpy. Nikt nie wie, co z nią zrobić".

W Warszawie autorka opowiadała, że wraz ze swymi bohaterami dotknęła już wszystkich kręgów piekieł: – Jak ten czerwony człowiek to wytrzymuje? Dlaczego pozostajemy niewolnikami? Czemu dziś jest w ludziach więcej nienawiści niż za Stalina? Nie znalazłam odpowiedzi...

A młodemu Białorusinowi, który pytał, jak ma żyć w zniewoleniu, radziła: – Proszę za wszelką cenę próbować ocalić siebie, po prostu przetrwać.

Obecnie tworzy zbiór... historii miłosnych. – Dotąd opisywałam, jak ludzie się zabijają, jak umierają. Teraz piszę o ludziach, którzy się kochają. I znów zadaję pytanie: kim jesteśmy, w jakim kraju żyjemy?

Swietłana Aleksijewicz wraca do Polski, będzie gościem Festiwalu Conrada w Krakowie 19 października.

Opinia

Piotr Mitzner, pisarz, poeta, eseista, redaktor „Nowej Polszy"

Literacki Nobel dla Swietłany Aleksijewicz nie jest dla mnie zaskoczeniem. Od lat zasiadam w jury Nagrody Kapuścińskiego i właśnie ona dwukrotnie została jej laureatką. To tylko potwierdza, że o tegorocznym Noblu nie decydowały względy polityczne, tylko artystyczne. Swietłana Aleksijewicz jest po prostu znakomitą pisarką i świetną reporterką. Ona umie słuchać ludzi i stara się ich zrozumieć. Zrozumieć to wcale nie musi znaczyć „akceptować". Raczej próbować poznać ich racje. Aleksijewicz świetnie otwiera ludzi, dociera do nich. Zwykle rozmawia z obywatelami imperium sowieckiego. Dzięki jej tekstom potrafimy lepiej poznać Rosję w całej jej złożoności. Uświadamiamy sobie, jak ważna dla Rosjan jest Wielka Wojna Ojczyźniana. Opowieści Aleksijewicz to wielkie literackie montaże. Nigdy nie ma w nich założonej z góry tezy. Kiedy czegoś nie wie, potrafi się do tego przyznać.

Jest wielkim wrogiem totalitaryzmu. Imponuje odwagą, nie boi się też żadnej prawdy. Zawsze stoi po stronie małego, bezbronnego człowieka, stłamszonego przez wielkie imperium, którego jest tylko pionkiem.

—jbs

Akademia Szwedzka po raz 14. nagrodziła kobietę, po raz pierwszy – autora reportażu. A precyzyjniej – twórczynię osobnego gatunku non fiction: polifonicznej powieści głosów.

Jest w tym niezwykła symbolika. Swietłana Aleksijewicz pisze kronikę ostatniego półwiecza, oddając głos postaciom zbiorowego sowieckiego i postsowieckiego spektaklu. Indywidualność przeciwstawia oficjalnym ideologicznym narracjom, a każde ludzkie istnienie – władzy działającej w imieniu mas. A przy tym sama zachowała w literaturze odrębność.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Literatura
Ernest Bryll: zapomniany romantyk i Polak stojący w kolejce