- To, co może imponować, to fakt, że po takim okresie wzrostów dynamika wciąż jest spora. Dane Hometrack sugerują, że w tym roku przeciętny brytyjski dom może zdrożeć aż o 10 proc. - mówi Bartosz Turek, analityk Lion's Banku. - Eksperci podkreślają, że głównym motorem wzrostów jest niskie oprocentowanie kredytów.
Analityk Lion's Banku, podkreśla, że w Polsce, gdzie kredyt także jest rekordowo tani, a o ożywieniu na rynku mieszkaniowym można mówić już od 2013 roku, ceny nieruchomości przez ostatnie 12 miesięcy wzrosły jedynie kosmetycznie. - W zależności od źródła, mówi się o wzrostach cen na poziomie od 1 do 2 proc. - podaje Bartosz Turek.
Dodaje, że wynik zanotowany w skali całej Brytanii był możliwy do osiągnięcia, ponieważ w miastach, które do tej pory w niewielkim stopniu korzystały na ożywieniu, wzrosty cen wyraźnie przyspieszyły. - Chodzi np. o Glasgow, Manchester i Liverpool. W nich to roczny wzrost cen jest obecnie szacowany na odpowiednio 8,3, 7 i 5,1 proc. - podaje Bartosz Turek. - Co ciekawe - w tych w miastach ceny nieruchomości startują z dość niskiego poziomu - jak na warunki brytyjskie. Dziś w Glasgow za przeciętny dom trzeba zapłacić 110 tys. GBP. W Manchesterze -141,2 tys. GBP, a w Liverpoolu - 109,8 tys. GBP - podaje.
Dla porównania - średnia dla 20 brytyjskich miast to 229,3 tys. GBP, a w najdroższym Londynie przeciętny dach nad głową wyceniony jest na 448 tys. GBP. - Na wyspach poziom cen nieruchomości jest więc około sześć razy wyższy niż w Polsce - zawraca uwagę Bartosz Turek. - Choć właścicieli nieruchomości z największych miast przyspieszenie wzrostu cen może cieszyć, to warto zauważyć, że londyńscy właściciele cieszyli się nim nawet w czasie kryzysu. Od 2009 roku w całej stolicy wyceny wzrosły o 70 proc., podczas gdy w centrum miasta wzrosty w tym okresie przekroczyły 100 proc. - podaje analityk Lion's Banku.
Najnowsze dane pokazują jednak, że w najdroższych dzielnicach Londynu doszło do drobnej korekty. - Na razie winowajcami mają być - według Hometrack - wyższe podatki od nieruchomości oraz umocnienie brytyjskiej waluty. To z kolei powoduje, że z punktu widzenia cudzoziemców zakupy stają się wyraźnie droższe - wyjaśnia Bartosz Turek.