Nie straszymy PiS-em, PiS zrobił wszystko, by straszyć sam

Czas, by beneficjentami zmian byli Polacy – mówi minister w Kancelarii Premiera Marcin Kierwiński.

Publikacja: 06.10.2015 16:43

Nie straszymy PiS-em, PiS zrobił wszystko, by straszyć sam

Foto: Fotorzepa /Jerzy Dudek

Dobrze pan sypia ostatnio?

Marcin Kierwiński, szef gabinetu premiera, szef sztabu PO: Dobrze, choć krótko.

A nie śnią się panu koszmary z PiS? Sondaże pokazują, że poniesiecie sromotną klęskę, a gra toczy się już chyba tylko o to, czy PiS będzie w stanie rządzić samodzielnie.

Gra, jak Pan to ujął, toczy się o to, kto wygra wybory 25 października i jak będzie wyglądała Polska za cztery lata. Czy Polska pozostanie na ścieżce szybkiego rozwoju, będzie proeuropejska, otwarta, prowolnościowa czy też będzie zamknięta, zdystansowana od Unii Europejskiej. O tym tak naprawdę zadecydują te wybory. Pana pytanie zawiera nieuprawnioną tezę, jakoby wynik wyborów był już znany. Nie, to wyborcy zdecydują 25 października. Sondaże należy śledzić, ale lepiej nie przywiązywać do nich zbyt wielkiej wagi.

Gdy jeden z sondaży pokazał mały wzrost PO, w mediach społecznościowych część polityków pana partii wpadało w euforię. Nie pamiętam, kiedy ostatnio prominentni działacze Platformy cieszyli się z mikrowzrostów, gdy wciąż strata do PiS wynosi kilkanaście proc.

Jest kilka przykładów w ostatnich latach, które pokazały, jak bardzo te badania mogą się pomylić. Mieliśmy niedawno konwencję programową PO w Poznaniu. Tam obecnemu prezydentowi Jackowi Jaśkowiakowi, na kilka miesięcy przed startem, nikt nie dawał żadnych szans z wówczas bardzo popularnym włodarzem Ryszardem Grobelnym. A stało się inaczej.

Do niespodzianki potrzebna jest wiara. Tymczasem już po akceptacji list przez Radę Krajową ze startu wycofali się m.in. posłowie Andrzej Kania i Jacek Kozaczyński. Dwóch kolejnych przeszło do lewicy. Chyba nawet w PO nie ma już nadziei na sukces.

To ich osobiste decyzje. W tych wyborach parlamentarnych Platforma wystawiła ponad tysiąc osób. W większości okręgów listy mamy pełne i zgłoszeń z chęcią kandydowania mieliśmy więcej, niż miejsc. To pokazuje, że cały czas szyld PO jest dla ludzi istotny i chcą pod nim startować. Tych dwóch posłów, którzy odeszli do lewicy nie znalazło się na listach PO, więc zaczęli szukać uznania gdzie indziej. Natomiast dwóch posłów z okręgu siedlecko-ostrołęckiego zdecydowało się wycofać z kandydowania. Jeden zmienił ugrupowanie. Nie rozumiem tych decyzji kolegów, ale mogą one wynikać z pewnego rozgoryczenia. Może w przypadku posła Kani miejsce, które mu zaproponowano nie było tak wysokie, jak tego oczekiwał. Z kolei poseł Kozaczyński swoją decyzję tłumaczył zbyt dużą liczbą kandydatów z Siedlec na jego liście i aby zoptymalizować listę sam zrezygnował.

Pan, jako szef sztabu wyborczego, obawia się utraty partyjnej pozycji w przypadku porażki na jesieni?

W sposób oczywisty, każdy polityk bierze odpowiedzialność za swoje decyzje. Również za funkcje, które pełni. Wierzę, że PO wygra te wybory i że będziemy tworzyć przyszły rząd. A co będzie po wyborach ze mną, będę się zastanawiał po wyborach.

W kuluarach PO mówi się, że jest pan w komfortowej sytuacji, bo bardziej spektakularnie i zaskakująco niż Robert Tyszkiewicz przegrać się nie da.

Wierzę, że PO wygra te wybory i będzie tworzyła nowy rząd. A to, że niektórzy uważają, że wybory są już rozstrzygnięte, bo sondaże tak pokazują, może być również naszym atutem na ostatniej prostej.

To inaczej. Jak Platforma chce przekonać do siebie wyborców po ośmiu latach rządów i kilku aferach z taśmową na czele?

To nieuprawnione uproszczenie z Pana strony. Proszę zauważyć jak bardzo Polska przez ostatnie 8 lat zmieniła się na lepsze. Te zmiany widzimy na każdym kroku. Ludzie, którzy przemieszczają się po Polsce widzą nowe mosty, autostrady, dworce, rodzice mają dłuższy urlop rodzicielski, jest znacznie więcej żłobków i przedszkoli. To są nasze realne osiągnięcia. Ale wiemy, że ludzie nie będą wybierać nas za to, co zrobiliśmy, ale za to, co proponujemy.

Czyli co?

Dobry i odważny program na kolejne cztery lata. Program, który można jednym zdaniem scharakteryzować następująco – po etapie budowy infrastruktury i solidnych fundamentów teraz czas, by beneficjentami tych zmian byli Polki i Polacy, którzy odczują je we własnych kieszeniach. Proponujemy duże zmiany podatkowe, na których skorzystają wszystkie osoby zatrudnione na umowach o pracę. Proponujemy m.in. likwidacje umów śmieciowych poprzez jednolity kontrakt. Ale przede wszystkim proponujemy, to co przez wiele lat liderzy innych partii politycznych jedynie obiecywali, czyli realne wsparcie dla rodzin wielodzietnych. Wiele już w tej sprawie zrobiliśmy. System podatkowy, który zaproponowaliśmy, będzie pierwszym w polskiej historii systemem rozliczania podatków na dziecko. A ponieważ kosztuje to 10 miliardów, to znaczy że te 10 miliardów zostaje w kieszeniach Polek i Polaków.

A nie jest tak, że Polacy tej oferty podatkowej nie rozumieją? Nawet Joanna Mucha mówi, że ten program jest zbyt skomplikowany do wytłumaczenia.

To oczywiście nasza rola, by przekonać i wytłumaczyć Polakom zmiany. Uważam, że ta świadomość coraz mocniej się kształtuje, ale ma pan rację, że znacznie prościej w polskiej polityce obiecywać gruszki na wierzbie. Mam na myśli 500 zł na każde dziecko, obniżenie wieku emerytalnego, czy zwiększenie kwoty wolnej od podatku. To są rzeczy, które prosto trafiają do wyobraźni ale są kompletnie nierealizowalne. My wybraliśmy drogę odpowiedzialności za państwo. Proponujemy rzeczy które może są trudniejsze do przekazania, trudniejsze do wytłumaczenia, ale na które stać budżet państwa, i które przynoszą realną zmianę. My nie proponujemy wyrywkowego rozdawnictwa pieniądza. Chcemy zmienić system podatkowy, tak aby był on powszechny, sprawiedliwszy i aby wysokość podatków uzależniona była od dochodu na każdego członka rodziny, czyli w te rozliczenia włączamy także dzieci.

Mam jednak nieodparte wrażenie, że wasza strategia ma tylko jeden punkt niezmienny. Być antypisem i PiS-em straszyć.

My nie straszymy PiS-em, nie musimy tego robić. To PiS przez ostatnie lata zrobił wszystko, by straszyć samym sobą. To, że w ostatnich miesiącach zmienili twarze frontmanów, mam tu na myśli pana prezydenta Dudę i panią poseł Szydło, nie zmienia faktu, że najważniejsze w tej partii osoby to Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz. To oni, gdy byli u władzy, straszyli Polaków, straszyli przez ostatnie osiem lat. Gdy mówimy o wyborach, to mówimy o realnym wyborze spośród kilku wizji państwa, które przedstawiają partie polityczne. Wizja państwa PiS jest niezmienna od wielu lat. To, że dzisiaj na polityczny front wystawia się osoby, za którymi ma się schować prezes Kaczyński tej wizji nie zmienia. W tych wyborach zdecydujemy o kierunku, w którym będzie zmierzać Polska.

Pan znów o PiS. Mi chodzi o to, że od początku kampanii nie jesteście w stanie narzucić własnego tematu. Ton nadaje Beata Szydło i to o jej propozycjach się dyskutuje. Zwracał na to uwagę nawet wasz człowiek – Paweł Zalewski.

Tak jak mówiłem – znacznie łatwiej jest rzucać proste, nierealizowalne obietnice, które doprowadzić mogą – podobnie jak w Grecji - do bankructwa finansów publicznych. I o ile to bankructwo jest czymś, co nie trafia do powszechnej świadomości, to nie jest przecież termin oderwany od rzeczywistości. Potencjalny problem budżetu państwa jest bowiem potenjalnym problemem wszystkich obywateli. Jeżeli wiarygodność Polski spadnie, z kraju zaczną się wycofywać zagraniczni inwestorzy. Więcej zapłacimy za kredyty. Za ewentualne koszty nietrafionych reform zapłacimy wszyscy. Nie zgodzę się jednak, że to PiS nadaje ton tej kampanii. Nasz program jest...

... spóźniony...

Może późno, ale my go przedstawiliśmy a PiS do dziś swojego nie zaprezentował. Nie można nazwać programem poważnej partii politycznej czterech punktów sprowadzających się tylko i wyłącznie do rozdawnictwa pieniędzy. Jeśli cztery hasła mają rozwiązać problemy Polaków, to ja się boję obudzić w państwie rządzonym przez PiS.

Wydaje się panu, że ma pełną kontrolę nad kampanią Platformy?

Jeżeli chodzi o działania sztabu wyborczego, jak najbardziej ta kontrola należy do mnie, jako do jego szefa. Natomiast jest wiele działań nie tyle nawet wyborczych, ale które mają wpływ na nastroje wyborcze, które prowadzone są przez innych ważnych polityków PO. Dobrze, jeśli ci politycy się angażują w kampanię.

Ja się właśnie zastanawiam, czy dobrze czy może jednak nie do końca. Wasza kampania pełna jest dziwnych wpadek. Choćby ta z zapowiadaną konferencją i prezentacją spotu o polityce zagranicznej PiS. W ostatniej chwili konferencję odwołujecie, a czołowi politycy nagle wychwalają prezydent Dudę, którego dotąd krytykowaliście. To chaos czy celowy sabotaż?

Widzę, że wietrzy pan spisek (śmiech). Rozczaruję pana, ani jedno, ani drugie. Tam, gdzie prezydent Duda ma dobre wystąpienie, to nie będziemy przecież mówić, że jest inaczej. Proszę zwrócić uwagę, że wyraźnie mówił o zbieżności polityki zagranicznej prowadzonej przez rząd z wizjami prezydenta. Nie widzę tu chaosu informacyjnego. Jeśli prezydent czy wysoki urzędnik państwowy robi coś, co służy Polsce, zawsze będziemy o tym mówić pozytywnie. Ale gdy jego różne działania czy niefortunne wypowiedzi, jak choćby ta zniechęcająca Polaków do powrotu z Anglii, czy uskarżanie się na Polskę prezydentowi Niemiec - to zawsze będziemy krytykować i piętnować takie zachowania. To pokazuje, że jesteśmy obiektywni w swoich ocenach.

Tyle, że to nie był jedyny przykład. Co chwila wydajecie sprzeczne komunikaty. Kolejny – Michał Kamiński ostro krytykuje spotkanie Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyński, a Tomasz Siemoniak nie widzi w tym nic zdrożnego. Mówi wręcz, że prezydent ma prawo spotykać się z kim chce.

Zawsze ze szkodą dla debaty publicznej jest zestawianie wyrwanych z kontekstu zdań, żeby pokazywać pewne nieścisłości. W tych wypowiedziach ich nie ma. Prezydent ma prawo spotykać się z kim chce, jest wolnym człowiekiem, natomiast – zakładam, że o tym myślał Michał Kamiński – dziwnym jest że nie znajduje czasu na spotkanie z panią premier. I to jest prawdziwy problem, bo nie jest istotne, czy i o której spotkał się z prezesem Kaczyńskim. Problemem jest, że prezydent Polski nie chce się spotkać z premierem Polski w ważnych sprawach, np. budżetowych czy uchodźców. A druga kwestia – tu zabieram głos prywatnie – dobrym standardem jest, że liderzy partii odwiedzają prezydenta w Pałacu Prezydenckim, a nie odwrotnie. Bo stwarza to przestrzeń do twierdzenia, że prezydent w swoich decyzjach jest niesamodzielny.

Niesamodzielny?

Zwłaszcza, jak dodamy do tego zgłoszenie ustawy o obniżeniu wieku emerytalnego, którą skrytykowali ekonomiści. Ten projekt był pisany na kolanie, o czym świadczą błędy ortograficzne w uzasadnieniu, błędy merytoryczne w wyliczeniach. Zgłaszanie tej ustawy wtedy, gdy jest to korzystne dla PiS uprawnia tezę, że tak, jak kiedyś szefową sztabu Andrzeja Dudy była Beata Szydło, tak teraz szefem sztabu Szydło jest Duda.

To jak już jesteśmy przy kierowaniu kampanią, to może wie pan, gdzie są plakaty i billboardy PO? Gdy wsiądzie się w pociąg i wyjedzie poza Warszawę, można odnieść wrażenie, że Platforma w tych wyborach nie startuje. Wszędzie tylko PiS.

Nie zgadzam się.

Przypomnę, że podobny problem wystąpił w wyborach prezydenckich. Wtedy winnego nie znaleziono, a jak się skończyło, to doskonale wiemy.

Jeśli chodzi o PO, to akcję "Słucham, rozumiem, pomagam" prowadziliśmy jeszcze na etapie pre-kampanii. Była ona bardzo widoczna, a niektóre billboardy z tamtego czasu jeszcze wiszą. Także nowy wzór z hasłem "Tak, chodzi o waszą przyszłość" jest dobrze widoczny, choć ta akcja jest mniejsza. Proszę też zauważyć, że dopiero wchodzimy w decydujący okres kampanii. Wszystkie siły polityczne mają strategie odpowiedniego natężenia poszczególnych elementów. Teraz przed nami kolejny etap. Proszę o chwilę cierpliwości, niebawem go zaprezentujemy.

Nie bez powodu wspomniałem o wyjazdach pociągiem z Warszawy, bo tych pani premier jakby mniej. Podobnie zresztą jak wyjazdowych posiedzeń zarządu. Pani premier złapała zadyszkę?

Odczuwam pewną złośliwość w pana kolejnych pytaniach. Dwa ostatnie tygodnie wypełnione były spotkaniami, które siłą rzeczy musiały odbywać się w Warszawie m.in. nadzwyczajne posiedzenie Sejmu, szczyty europejskie ws. imigrantów czy spotkania z szefową MSW w tej sprawie. To były tematy, którymi żyła cała Polska. Intensywność wyjazdów pani premier zależy również od bieżącego natężenia pracy czy spraw krajowych, które mogą być rozwiązywane tylko w Warszawie. Nie tak dawno, dwa tygodnie temu, byliśmy na posiedzeniu wyjazdowym w Białymstoku, następne będzie w przyszłym tygodniu.

Czyli powrót do większej aktywności?

Pani premier jest bardzo aktywna. Proszę zwrócić uwagę, że pani premier wyraźnie zapowiedziała, że jeśli tylko w przyszłej kadencji Platforma będzie tworzyć rząd, w co głęboko wierzę, to wyjazdowe posiedzenia Rady Ministrów będą się odbywać cyklicznie. Także w mniejszych miejscowościach. To dobra praktyka, że cały rząd może spotkać się z mieszkańcami nie tylko metropolii, by zapoznać się z ich problemami.

Jak pan ogląda reportaże, na których wyraźnie widać, jak Michał Kamiński recytuje równocześnie z panią premier przemówienie, które sam napisał, to cieszy się pan z tego transfer do PO czy jednak załamuje ręce?

Oglądam uważnie ale nie zauważyłem sytuacji, którą pan opisuje.

Widać to wyraźnie w materiale TVN24.

To, że każdy z pracowników pani premier bardzo stara się, by wypadały one jak najlepiej i te przemówienia przeżywa, to chyba naturalne. Jeśli zmierza pan do tego, że Michał Kamiński jest osobą, która odpowiada za przemówienia pani premier...

Raczej do tego, że on prowadzi drugą kampanię. Obok pana.

W KPRM współpracuję z Michałem Kamińskim więc trudno, żebyśmy o wielu kwestiach nie rozmawiali. Natomiast proszę mi wierzyć, że pani premier jest osobą, która ma w zwyczaju starannie przygotowywać się do swoich spotkań i wystąpień. I mało kto może powiedzieć, że ma na nie duży wpływ.

A Kamiński nie powinien podzielić losu Pawła Zalewskiego po ich wzajemnym konflikcie. Nie byłoby sprawiedliwiej?

Paweł Zalewski otrzymał propozycję startu w innym okręgu, również na Mazowszu. Tę propozycję odrzucił, więc wydaje mi się, że nie może mieć pretensji, że w tych wyborach nie startuje. Nie słyszałem, by minister Kamiński w wyborach nie chciał kandydować i odrzucił jakąkolwiek propozycję, którą składała mu pani premier.

Spodziewa się pan jeszcze jakichś wycieków z taśm? Większość z nich uderzała dotąd w czołowych polityków PO. I mimo szumnych zapowiedzi, większość skompromitowanych na nich polityków znalazła się na czołowych miejscach na listach wyborczych.

Żadna z tych osób, o których mówiło się w kontekście nielegalnych podsłuchów, nie znalazła się na "jedynkach". Pani premier stanowczo powiedziałą, że chce zmienić Platformę i dotrzymała słowa. Żadna z osób, które zostały nielegalnie nagrane nie jest liderem listy.

Drugie miejsca to chyba nie jest wielka kara czy krzywda. One też gwarantują mandaty, zwłaszcza, gdy liderami zostali mało rozpoznawalni działacze.

Nie zaprzeczajmy rzeczywistości. Pani premier dokonała istotnych zmian, które zapowiadała.

To co najmocniej akcentują media i zauważają wyborcy, to lider listy. Cofnięcie się dotychczasowych "jedynek" i oddanie tych miejsc w zamian za drugie pozycje jest istotną zmianą, jeśli chodzi o politykę regionalną.

A nie sądzi pan, ze takie nazwiska jak Grabarczyk, Karpiński, Tomczykiewicz czy Gawłowski odstraszą jednak część wyborców?

Myślę, że na listach Platformy każdy znajdzie osoby, na które będzie mógł zagłosować, jeśli nie będzie chciał wybrać wymienionych panów. Na każdej liście jest kilkunastu innych wartościowych kandydatów, dobrych i często sprawdzonych w samorządzie ludzi.

Często mam wrażenie, że pana praca polega głównie na gaszeniu kolejnych pożarów. Teraz pojawił się kryzys imigracyjny w Europie, który w kampanii ewidentnie Wam nie pomaga. Według sondaży znakomita większość Polaków nie chce przyjmować muzułmanów do Polski.

Każde zarządzanie, a takim jest kierowanie państwem, wiąże się także z rozwiązywaniem sytuacji kryzysowych. Jak się jest premierem rządu, trzeba rozwiązywać bieżące problemy. Mam w tym swój skromny udział będąc szefem gabinetu pani premier. Przy urnie wyborczej warto zadać sobie pytanie, czy wybierając konkretnych polityków stawia się na osoby, które „pożary" często wynikające ze zjawisk zewnętrznych będą potrafili skutecznie gasić. Na scenie politycznej z przerażeniem widzę osoby, które gasząc pożar mogą niechcący podlać go benzyną. A mam nieodparte wrażenie, że tak może być jeżeli słyszę, że ministrem obrony narodowej w rządzie PiS może być Antoni Macierewicz. Przecież on nie tak dawno mówił, że Rosja wypowiedziała nam wojnę, co niezależnie od nienajlepszych stosunków z Federacją Rosyjską teraz...

...najgorszych w historii, jak mówi rosyjski ambasador w Polsce.

One są wypadkową napięć pomiędzy światowymi mocarstwami. Ale nie są to jednak pierwsze strzały wojny. Jeżeli takie osoby, jak Jarosław Kaczyński czy Antoni Macierewicz, a więc ważne osoby w PiS mają być strażakami bieżących problemów politycznych, to naprawdę powinniśmy się obawiać, czy „pożary" nie ogarną całego kraju.

Wróćmy jednak do pytania. Kryzys migracyjny wam ewidentnie nie pomaga.

To jest realny problem, z którym musi zmierzyć się cała Europa. My postawiliśmy trzy bardzo konkretne warunki i jeden warunek globalny. Ten ostatni mówił o tym, że nie ma czegoś takiego, jak automatyzm przy przyjmowaniu uchodźców. Nie ma algorytmu, który opisywałby, ile – teraz i w przyszłości – poszczególne państwa mają przyjąć osób. I ten warunek został spełniony, dzięki twardej postawie pani premier. W takich sytuacjach widać skutek dobrej, długofalowej polityki zagranicznej Polski. Trzy kolejne, bardziej techniczne warunki, to oddzielenie uchodźców od imigrantów zarobkowych, kwestie pewnego monitoringu i nie zgodzenia się na przyjęcie poszczególnych osób oraz wreszcie sprawa szczelności granic europejskich. Wszystkie te warunki zostały spełnione.

Czyli sukces.

Polska osiągnęła wszystkie cele negocjacyjne więc w tym sensie jest to sukces. Natomiast cała Europa musi się zmierzyć z wielkim wyzwaniem, jakim jest fala imigrantów.

Zastanawiam się, co myślą sobie Polacy, gdy słyszą jak pan teraz, minister Trzaskowski, minister Piotrowska czy premier Kopacz ogłaszają sukces, którego efektem będzie jednak przyjęcie do Polski muzułmańskich imigrantów. Tych których większość przyjąć nie chce.

Jesteśmy członkami zjednoczonej Europy i wielokrotnie z tego korzystamy. Jeśli jesteśmy częścią większej całości to trzeba się w ramach tej całości zachować przyzwoicie i solidarnie ale z rozsądkiem – stąd nasz mocny głos w tych negocjacjach. Polska powiedziała, że w ramach możliwości, w ramach odpowiedzialności i w ramach tego na co nas stać, będzie solidarna z resztą Europy.

Tylko nie zmienia to faktu, że ludzie boją się, że Polska podzieli losy Francji czy Niemiec. Boją się, że u nas też będą płonąć samochody na przedmieściach. Boją się, że w imię politycznej poprawności to nie imigranci będą się musieli asymilować w naszym kraju, tylko my będziemy musieli się przyzwyczaić do nowych sąsiadów.

To nie jest polityczna poprawność. Problem przed którym stoi cała Europa, to problem wszystkich krajów Unii Europejskiej. Nie ma to nic wspólnego z poprawnością polityczną. I dlatego mówimy, w ramach tej fali imigracyjnej chcemy być solidarni, ale naszym warunkiem jest uszczelnienie granic Unii Europejskiej. Podkreślam, uszczelnienie granic Unii. Chcemy by granica Unii Europejskiej była tak samo szczelna jak wschodnia granica Unii.

Dużo mówi pan o solidarności. Zdaniem posła Jana Dziedziczaka wygrała solidarność europejska, a przegrała solidarność narodowa. Jak to jest możliwe, że przez 15 lat Polska nie miała ani środków, ani rozwiązań prawnych, by sprowadzić do kraju kilka tysięcy repatriantów, wywiezionych przez Stalina do Kazachstanu i na Syberię, a w kilka dni znajduje i środki, i rozwiązania prawne, by przyjąć tysiące obcych kulturowo uchodźców z Afryki i Bliskiego Wschodu.

Na początku odniosę się do słów pana posła Dziedziczaka. To są takie, hmm... Nadzwyczajną zdolnością niektórych polityków PiS jest rzucanie prostych, żeby nie powiedzieć prostackich, ocen oderwanych całkowicie od rzeczywistości. Jak słucham różnych ich wystąpień na przestrzeni lat to ten euro-sceptycyzm i chęć bycia w dystansie do naszych najpoważniejszych partnerów ekonomicznych jest tak silna, że zgadzam się że w imię poprawności takiej wewnątrz pisowskiej, PiS byłby w stanie wyprowadzić nas z Unii Europejskiej. Tego typu wypowiedzi szkodzą polskiej racji stanu. Natomiast jeśli chodzi o kwestię repatriantów, pani premier kilka dni temu zapowiedziała duży program dla repatriantów. Stosowne decyzje dotyczące także zasilenia tego programu, większą ilością środków zostały podjęte na ostatnim posiedzeniu rządu. To 30 milionów dodatkowych pieniędzy. Taki program, największy w wolnej Polsce, zostanie przyjęty wkrótce.

To prawda, ale rząd robi to cztery tygodnie przed końcem kadencji. Powstaje pytanie, gdzie była Platforma wcześniej?

Panie redaktorze, a kiedy uchwala się budżet każdego roku?

Ja nie pytam o budżet tylko o to, gdzie była Platforma przez 8 lat w tej sprawie?

Nie zgodzę się z Panem. Nie tak dawno rozmawiałem z jednym z moich znajomych, który zajmuje się Polakami, którzy trafili do nas chociażby z Uzbekistanu. To jest około 200 osób, które systematycznie sprowadzamy do Polski. Ponadto proszę zwrócić uwagę, że klub Platformy w lipcu złożył nowelizację ustawy o repatriacji, niestety przewodniczący Komisji Łączności z Polakami Adam Lipiński i jednocześnie wiceprezes PiS, zablokował jej procedowanie nie uwzględniając tej ustawy w pracach komisji.

Od 2001 r. wróciło w sumie 5 tys. osób. W bazie Rodak jest 2,5 tys kolejnych, które wciąż czekają, choć mają promesę wizy repatriacyjnej.

Tak, ale proszę też pamiętać, że nie każda z tych osób chce pozostawić swoje aktualne życie.

Te 2,5 tys. osób chce. Same się zgłosiły i wypełniły stosy dokumentów, by potwierdzić, że są Polakami.

I systematycznie te osoby są do Polski przyjmowane. Tak jak pan mówi w ostatnich latach to jest 5 tys osób.

Przez 15 lat, panie ministrze. To inaczej. Niech mi pan powie, co się działo przez ostatnie 5 lat, gdy do Sejmu trafił obywatelski projekt ustawy o powrotach, znacząco ułatwiający sprowadzanie repatriantów. Na złe przepisy zwracał też uwagę NIK. Ta ustawa trafiła do podkomisji, którą kierowała poseł Joanna Fabisiak z PO. I ta komisja przez ostatnie 2 lata się nie zbierała. Ustawa trafi do kosza.

Nie znam tej ustawy, bo nie pracowałem w tej podkomisji. Podkreślam, sprawa repatriantów jest dla polskiego rządu bardzo ważna i dlatego systematycznie sprowadzamy osoby, które chcą trafić do Polski. A projekt który zapowiedziała pani premier znacząco ten proces przyspieszy.

To ja panu powiem. Poseł Fabisiak mówiła wprost, że blokada była w MSW. Dlaczego pani premier wtedy nic nie zrobiła? Chyba wiedziała co się dzieje w podległym jej resorcie?

Do tej pory jest tak, że jeżeli w parlamencie jest większość za przyjęciem danej ustawy, czy uchwały to są one przyjmowane...

Pamiętam, że gdy ta ustawa trafiła do sejmu to wszystkie kluby głosowały za.

Tym bardziej się temu dziwię... Wracając do dzisiejszej sytuacji repatriantów to uważam, że warta podkreślenia jest determinacja pani premier w kwestii uchodźców. Premier Kopacz zapowiedziała taki całościowy program i co ważne wskazała jego finansowanie.

A pana zdaniem premier Kopacz przetrwa na stanowisku szefa Platformy?

Jestem przekonany, że pani premier Ewa Kopacz wygra wybory razem z Platformą i będzie formułować nowy rząd po wyborach.

Ja pytam o wybory wewnętrzne w PO.

W poszczególnych sondażach zaufanie dla pani premier jest o wiele wyższe, niż dla Platformy Obywatelskiej, to chyba wystarczająca odpowiedź na to pytanie.

Pytam bo podobno istnieje opinia prawna na podstawie której pani przewodnicząca przez najbliższy rok, a nawet 2 lata nie będzie musiała zwoływać wyborów wewnętrznych i w ten sposób wypełni kadencję Donalda Tuska.

Nie znam takiej opinii prawnej. Nasz statut jest dość precyzyjny, jeśli chodzi o wszelkie zapisy po ustąpieniu pana przewodniczącego Donalda Tuska. Wszystkie obowiązki przewodniczącego przejmuje pierwszy wiceprzewodniczący partii, czyli pani premier Ewa Kopacz, która jest przewodniczącym partii.

A czy po porażce w wyborach samorządowych, prezydenckich, no i teraz spodziewanej jednak porażce w wyborach parlamentarnych pani premier powinna kierować Platformą? Bo jak na razie nie ma na koncie sukcesów wyborczych, tylko porażki.

Wybory samorządowe...nie wiem skąd teza o porażce w wyborach samorządowych..

Wynik procentowy jest jasny.

Ale wybory samorządowe to takie wybory, których nie można oceniać z samych procentów, jeśli chodzi o wyniki wyborów do sejmików. Liczą się po pierwsze rozkłady mandatów w poszczególnych sejmikach, które pozwalają tworzyć koalicje. Tak samo istotne są duże miasta. Platforma odniosła duży sukces. Przypomnę zwycięstwa w Łodzi, Warszawie, Lublinie, Gdańsku, Poznaniu czy Radomiu.

Powrót Donalda Tuska na szefa Platformy jest możliwy?

Donald Tusk jest przewodniczącym Rady Europejskiej.

Jego kadencja kończy się za rok.

Na razie jest przewodniczącym Rady Europejskiej. Myślę, że będzie chciał pozostać jeszcze na kolejną kadencję na swoim aktualnym stanowisku. Nie warto dzisiaj oddawać się tym spekulacjom, które rozgrzewają często różnego rodzaju komentatorów. Na dziś sytuacja jest jasna, przewodniczącym partii i premierem rządu jest Ewa Kopacz.

Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Materiał Promocyjny
Tajniki oszczędnościowych obligacji skarbowych. Możliwości na różne potrzeby
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany
Kraj
Posłowie napiszą nową definicję drzewa. Wskazują na jeden brak w dotychczasowym znaczeniu
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii