Przebić szklany sufit

Jeśli chcemy się wyrwać z pułapki średniego rozwoju, musimy odejść od zachowań skrajnie egoistycznych. Nauczmy się gry drużynowej przy jednoczesnym wydobywaniu z każdego z nas tego, co najlepsze – pisze inicjator Kongresu Obywatelskiego.

Publikacja: 04.11.2015 20:00

Jan Szomburg

Jan Szomburg

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Kiedy konfrontujemy nasze zachowania biznesowe z zachodnimi, uderzają powtarzające się różnice. Zwracają na nie uwagę nasi zagraniczni partnerzy, mówią o tym emigranci z Polski. Listę tych różnic otwiera mniejsza otwartość oraz skłonność do dzielenia się informacjami i pomysłami. Zaraz za nimi pojawia się obserwacja, że gramy krótkoterminowo, a nasze podejście do innych jest bardziej transakcyjne niż relacyjne.

Dobrą ilustracją tej sytuacji może być opowieść o polskim producencie malin, który miał uzgodnioną wieloletnią i wszechstronną współpracę z partnerem X. Zerwał ją, gdyż odbiorca Y zaoferował mu nieco lepszą cenę zakupu danego zbioru. Rok później nie było już oferty ani jednego, ani drugiego – były za to spore straty.

Syndrom Zosi Samosi

Głębsze spojrzenie na sposób funkcjonowania polskiej gospodarki czy nauki ujawnia wiele specyficznych zachowań, które owocują nieefektywnym tworzeniem i wykorzystaniem zasobów. Klasyką jest syndrom Zosi Samosi – najbardziej chyba widoczny w rolnictwie. Tam niemal każde gospodarstwo ma kompletny park maszynowy, którym można byłoby skutecznie obrobić ziemię kilku sąsiadów. Przeinwestowanie widoczne jest gołym okiem.

Co ciekawe, podobna przypadłość występuje też często w strukturach holdingowych należących do tego samego właściciela. Wszyscy na wszelki wypadek wolą mieć swoje i być niezależni, choć to kosztuje i odbija się na produktywności. Znacznie korzystniejszy byłby lepszy podział pracy i wspólne użytkowanie zasobów.

Osobną powieść można by napisać o dublowaniu laboratoriów w sferze nauki. Przejawy irracjonalnego inwestowania i niewykorzystywania potencjałów możemy znaleźć bez trudu w każdej dziedzinie naszego życia. Na szczególne wyróżnienie zasługuje informatyzacja – z autonomicznymi i „niewidzącymi się nawzajem" systemami. Przyczyna? Wszędzie ta sama: brak dobrej komunikacji i koordynacji, zaufania i lojalnej współpracy.

To deficyt tych właśnie umiejętności odpowiada w dużej mierze za gorycz zwykłego Kowalskiego, pytającego, dlaczego haruje ciężej niż jego zachodni odpowiednik, a zarabia mniej. Klucz tkwi nie tyle w braku pracowitości Polaków, ile w nieefektywnym i kosztownym typie relacji gospodarczych między nami. Uogólniając, mamy bogactwo talentów, spore, nowoczesne parki maszynowe i dużo nowej infrastruktury, ale nie potrafimy tymi zasobami dobrze gospodarować. Brakuje nam „tego czegoś", co spaja wszystko w efektywne kombinacje: właściwych wzorców postaw i zachowań.

Przyjęcie zasad uczciwej gry to warunek wartościowej współpracy, a tym samym rozwoju i innowacyjności. I nie chodzi tu tylko o formalne przepisy, które oczywiście też są ważne, ale o grę nieformalną – jak zachowujemy się we wzajemnych relacjach. To normy społeczne – zakorzenione w naszej mentalności, w kodach kulturowych, podskórnie, choć jak najbardziej realnie – rządzą naszą komunikacją i współdziałaniem.

Folwarczne przyzwyczajenia

Zarówno pod względem kulturowo-mentalnym, jak i każdym innym jesteśmy społeczeństwem w drodze. Nasze dzisiejsze podejście jest efektem doświadczeń z przeszłości. Przez długi czas wyzwaniem dla Polski i Polaków było przetrwanie. To natomiast stymulowało m.in. wytwarzanie się obronnych wzorców integracji społecznej i budowanie wąskich (rodzinno-przyjacielskich) kręgów lojalności, zaufania i współpracy.

Rozpoczęta w 1989 r. transformacja otworzyła pole gry, przynosząc dezintegrację obronnego kapitału społecznego i rozpowszechnienie konsumpcyjnego, wsobnego indywidualizmu. Łatwość osiągnięcia przez wielu sukcesu biznesowego i ciągła nierównowaga na rynku pracy – przewaga kapitału, którego cały czas brakowało, nad będącą w nadpodaży pracą – utrwalała agresywne, krótkookresowe, eksploatacyjne i folwarczne podejście. Był to okres swego rodzaju wolnoamerykanki lub pierwotnego gromadzenia kapitału.

Nasycenie rynków, przesunięcie siły od pracodawców do pracobiorców oraz nasilające się wezwania do odejścia od konkurowania kosztami na rzecz rywalizowania produktywnością i innowacyjnością stwarzają potrzebę innych, nowych reguł gry. Takich, które sprzyjałyby rozwojowi w warunkach gospodarki otwartej i globalizacji rynków, a nie tylko przetrwaniu czy indywidualnemu wykorzystaniu nadarzających się szans. Wymagają one nowego modelu, tym razem bardziej obywatelskiej, integracji społecznej.

Wespół w zespół

Te nowe zasady będą się wykuwały w praktyce przez doświadczenie zbiorowe i wspólny proces uczenia się. Warto jednak, by były one przedmiotem debaty publicznej, a może nawet konsensusu wśród elit mających wpływ na wzorce myślenia i działania. Im szybciej je bowiem zrozumiemy i zaczniemy stosować, tym lepiej.

W jakim kierunku powinny iść zmiany? Po pierwsze, potrzebujemy więcej gry zespołowej, a mniej indywidualnej. Dziś nie konkurują już pojedyncze przedsiębiorstwa, ale całe ich zbiory (środowiska, ekosystemy) obejmujące różne kompetencje i zasoby. Nie bez znaczenia jest też sektor edukacji przygotowujący kadry dla gospodarki czy nauki, mogący zapewnić odpowiedni potencjał naukowy (B+R).

Po drugie, potrzebujemy więcej podejścia relacyjnego i gry wielokrotnej, a mniej nastawienia transakcyjnego i jednorazowego. Konkurowanie zbiorowe jest zaś możliwe, tylko jeśli potrafimy budować z naszymi partnerami relacje i razem walczyć o wzajemną korzyść w dłuższym czasie. Na drugim biegunie jest próba maksymalnego przyparcia ich do muru i „oskubywanie" przy każdej interakcji. Jak to ujął jeden z zagranicznych obserwatorów, Polacy, nawet jeśli grają ze sobą wielokrotnie, to i tak zachowują się w taki sposób, jakby to były transakcje jednorazowe, chcąc za każdym razem wycisnąć z partnera, ile tylko się da.

Po trzecie, potrzebujemy więcej relacji win-win, w których wszyscy uczestnicy wygrywają, a mniej win-lose, w których jeden wygrywa, a drugi przegrywa. Partnerskie podejście na dłuższą metę bardziej się opłaca każdemu, bo ciągnie do góry wszystkich uczestników – poprawia ich produktywność i konkurencyjność. Jego niedostatek widać często w sferze nauki – w postaci „wykorzystywania" młodych pracowników z pomysłami przez akademicki establishment. A także w eksploatacyjnym podejściu do współpracy z nimi przez polski biznes.

Po czwarte, potrzebujemy w naszych relacjach więcej otwartości i skłonności do dzielenia się. Trzymanie jak największej ilości informacji i pomysłów „przy orderach" nie jest patentem na projekty innowacyjne, które wymagają wielu głów i ich szerokiego spektrum kompetencji oraz wzajemnego stymulowania pomysłów i rozwiązań. Zbudowanie nowoczesnej gospodarki w oparciu o stare wzorce wsobnych zachowań i zasadę: „kto kogo przechytrzy", nie jest możliwe. Podporą dla większego otwierania się i dzielenia jest reguła wzajemności i lojalności – musimy nauczyć się jej respektowania.

Po piąte, musimy innym okiem spojrzeć na nasze otoczenie. Nie zbudujemy jakości życia tylko na swojej zagrodzie. Często przecież osiągamy pomyślność właśnie dzięki otoczeniu – korzystając z niego. A ponadto dobra okolica poprawia atrakcyjność osiedleńczą i ciągnie w górę nasz dobrobyt, którego rozumienie też się przecież zmienia. Odchodzimy już stopniowo od logiki gromadzenia przedmiotów, coraz bardziej zależy nam na przeżyciach – w tym wspólnotowych.

Uszlachetniony indywidualizm

Kwestię kierunków zmian reguł polskiej gry można rozwijać dalej i taka debata publiczna jest nam z pewnością bardzo potrzebna. Ważne, by nowe reguły nie osłabiły naszych mocnych stron, jak: witalność, energia i przedsiębiorczość, kreatywność, swoista przekora i myślenie „out of the box", zdolność do zmiany i twórczej adaptacji, wykorzystywania niszowych szans. Innymi słowy, nowe wzorce postaw i zachowań nie powinny unicestwiać naszego indywidualizmu, ale go uszlachetniać i pozwalać nim dobrze zarządzać w zbiorowych działaniach.

Jakie pomosty i ścieżki budować, byśmy mogli przejść od schematów starych do nowych? Jak wielkie jest to wyzwanie, najlepiej mówi potrzeba zbudowania zaufania państwa do obywateli i obywateli do państwa.

Na szczęście pozytywne procesy w tej sferze już się dokonują. Stoją za nimi przede wszystkim liderzy nowego typu. Ci, którzy rozumieją potrzebę zmian w sferze kompetencji, kultur organizacyjnych i kształtowania relacji zewnętrznych. Część z nich robi to w imię produktywności i konkurencyjności, część w imię misji zmieniania świata na lepsze. Są to swego rodzaju przewodnicy społeczni czy też przywódcy transformacyjni – lekarze oraz budowniczy więzi i relacji, mistrzowie „klejenia" międzyludzkiego, którzy rozumieją znaczenie kultury opartej na szacunku. Na co dzień wykorzystują umiejętność wzajemnego słuchania i wczuwania się w sytuację drugiego człowieka, co pozwala osiągnąć zdrowe kompromisy i buduje zaufanie we wzajemnych relacjach na przyszłość.

Innym impulsem do zmiany reguł gry są doświadczenia powstające na styku z zagranicznymi inwestorami, którzy wprowadzają nowe kultury organizacyjne, przyczyniając się do zasypywania luk kompetencyjnych, szczególnie w sferze „miękkiej", i wprowadzają nowe modele współdziałania z partnerami (ekosystemy, klastry).

Kolejny strumień przemian i nowego myślenia płynie od polskich emigrantów – tych, którzy wracają, ale także tych, którzy zostają. Emigracja to utrata talentów i energii, ale też wielki proces uczenia się nowych norm zachowań, nowych wzorców komunikacji i współpracy.

Następny bodziec do zmian zapewnia młode pokolenie. Chce ono bardziej zrównoważonego życia, mniej folwarku, większego zaangażowania w pracę, lepszych relacji międzyludzkich. W tym przypadku istotną inspiracją jest internet i możliwość doświadczania innych wzorców bez konieczności fizycznej obecności w wielu miejscach.

Wreszcie pozytywny oddolny proces zaznacza się w sferze czasu wolnego. Masowe biegi, grupowy nordic walking, wspólne kibicowanie, które – mimo ciągle widocznej specyfiki indywidualistycznej – mają istotne znaczenie socjalizujące: budują nowy typ kapitału społecznego.

Przed wielkim wyzwaniem stoi polska edukacja. Do dziś jej kształt bardziej odpowiada potrzebom rozwoju zależnego niż podmiotowego. Bardziej kształtuje podwykonawców niż kreatorów i integratorów. Nie uczy budowania relacji i poruszania się „poziomego" w zróżnicowanych środowiskach. Wzmacnia etos indywidualistycznego konkurowania. Stawia bardziej na wiedzę niż umiejętności i rozwój osobowy. Aby uczyć w duchu nowych reguł polskiej gry, w edukacji potrzebny jest przewrót kopernikański.

Lepsze reguły

Co nam dają nowe reguły gry? Prowadzą one do skokowego obniżenia kosztów transakcyjnych w życiu gospodarczym i społecznym – rezygnując z wzajemnego patrzenia sobie na ręce, oszczędzamy czas i energię, zyskujemy też więcej spokoju i bezpieczeństwa w naszym codziennym życiu. Ważne jest to, że nowe reguły posłużą wszystkim Polakom, a nie jedynie wybranym grupom. Stanowią prostą drogę do powrotu młodych Polaków z emigracji i rozwoju naszych talentów w kraju.

To właśnie ten wspólnotowy wymiar nowych reguł gry i ich waga dla rozwoju Polski powinny zwrócić uwagę władzy publicznej. Nowe regulacje powinny bowiem wspierać, a nie utrudniać upowszechnianie się nowych reguł gry, zarówno w społeczeństwie, jak i gospodarce. Tak, by opłacało się grać uczciwie, a kombinatorstwo nie było łatwą drogą do sukcesu.

Jeśli chcemy – jako Polska i Polacy – wyrwać się z pułapki średniego dochodu i przebić szklany sufit rozwoju, to musimy zmienić nasze polskie reguły gry na lepsze. Tylko modernizacja kulturowo-mentalna może się stać rękojmią trwałego rozwoju Polski na kolejne dekady.

Autor jest ekonomistą i publicystą, prezesem Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, inicjatorem Kongresu Obywatelskiego

Będziemy o tym dyskutowali na X Kongresie Obywatelskim, który odbędzie się na Politechnice Warszawskiej 7 listopada pod hasłem „Polska jutra. Możemy być lepsi!". Wstęp wolny. Serdecznie wszystkich zapraszamy. Więcej na www.kongresobywatelski.pl.

Kiedy konfrontujemy nasze zachowania biznesowe z zachodnimi, uderzają powtarzające się różnice. Zwracają na nie uwagę nasi zagraniczni partnerzy, mówią o tym emigranci z Polski. Listę tych różnic otwiera mniejsza otwartość oraz skłonność do dzielenia się informacjami i pomysłami. Zaraz za nimi pojawia się obserwacja, że gramy krótkoterminowo, a nasze podejście do innych jest bardziej transakcyjne niż relacyjne.

Dobrą ilustracją tej sytuacji może być opowieść o polskim producencie malin, który miał uzgodnioną wieloletnią i wszechstronną współpracę z partnerem X. Zerwał ją, gdyż odbiorca Y zaoferował mu nieco lepszą cenę zakupu danego zbioru. Rok później nie było już oferty ani jednego, ani drugiego – były za to spore straty.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej