Władze Doniecka zapowiedziały, że takie głosowanie odbędzie się 18 października. W sąsiednim Ługańsku – którego liderzy dysponują słabszymi oddziałami – jedynie „nie wykluczono możliwości" zorganizowania wyborów 1 listopada.
– To jest prowokacyjny krok – powiedział „Rz" kijowski analityk Ołeksij Melnyk. Unia Europejska i USA wcześniej już przestrzegały, że tego rodzaju działania separatystów doprowadzą do automatycznego wprowadzenia ostrzejszych sankcji przeciw Rosji. Nikt na Zachodzie nie ma wątpliwości, że liderzy separatystów nie są żadnymi samodzielnymi politykami, a utrzymują się u władzy jedynie dzięki ogromnemu rosyjskiemu wsparciu.
Bruksela właśnie podjęła decyzję o przedłużeniu do połowy marca 2016 roku już działających sankcji wobec Rosji.
Na Ukrainie zamierzają przeprowadzić lokalne wybory 25 października, dlatego separatyści z Doniecka się spieszą, a ci z Ługańska wolą poczekać tydzień i zobaczyć, jak się rozwinie sytuacja. – Nie można wykluczyć, że cała zabawa zakończy się na przełomie września i października jakąś zbrojną prowokacją rosyjską i wznowieniem walk. Myślę, że będzie się to łączyło z przebiegiem rocznicowej, 70. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Jeśli pójdzie ona nie po myśli Kremla (który robi wszystko, by doprowadzić do spotkania Putina z prezydentem Obamą), wtedy mogą zacząć się starcia – sądzi ukraiński ekspert wojskowy, pułkownik Konstantin Maszowec.
Obecnie od ponad tygodnia trwa na linii frontu prawie całkowita cisza. Separatyści jedynie sporadycznie strzelają z broni strzeleckiej, unikając używania artylerii. Według ukraińskiego wywiadu nowe dowództwo w Donbasie składające się wyłącznie z rosyjskich oficerów zastosowało drakońskie środki, by zmusić miejscowych watażków do wykonywania rozkazów (w tym o zawieszeniu broni). W zeszłym tygodniu dokonano trzech publicznych egzekucji dowódców-bojówkarzy (jedna w Horliwce), którzy ostrzeliwali pozycje ukraińskie i opuszczali wraz z oddziałami linię frontu, by okradać samochody na pobliskich drogach.