„Czy możliwe jest, że (Putin) napadnie na Finlandię? Tak, to możliwe. Czy może zaatakować państwa bałtyckie? Tak. Państwa nad Morzem Czarnym? Tak" – powiedział ukraiński prezydent Petro Poroszenko austriackiej gazecie „Kurier".
Mimo to minister spraw zagranicznych Ukrainy Pawło Klimkin uważa, że Kijów może zawrzeć pokój z Moskwą. Powiedział to uczestnikom Światowego Kongresu Krymskich Tatarów odbywającego się w tureckiej stolicy Ankarze. Klimkin zastrzegł jedynie, że bez oddania Krymu „nie będzie normalizacji" stosunków ukraińsko-rosyjskich – mimo ewentualnego zawarcia pokoju.
Choć wcześniej nikt nikomu nie wypowiedział wojny.
– Dotychczas jedynie ukraiński parlament w swej deklaracji uznał Rosję za państwo-agresora, a to nie jest równoznaczne z wypowiedzeniem wojny – powiedział „Rz" Jerzy Nowak, polski dyplomata, były ambasador przy NATO. Według niego przyjęcie takiej formuły daje Ukrainie jedynie „propagandowe zyski" i „ułatwienie działania ukraińskiej dyplomacji w organizacjach międzynarodowych".
– Myślę, że nie powinniśmy mówić o ewentualnym wypowiedzeniu wojny, ale jedynie domagać się uznania (przez społeczność międzynarodową) faktu agresji – uważa z kolei kijowski ekspert z Centrum Razumkowa Ołeksij Melnyk.
Ambasador Nowak wskazuje na całkowite niedopracowanie w prawie międzynarodowym pojęcia „wojna": – Z prawnego zakazu agresji i wojny wynika, że jest ona nielegalna. Można więc domniemywać, że i samo wypowiedzenie wojny może zostać uznane za nielegalne.
Przeciwnicy zdecydowanych kroków przeciw Rosji wskazują przede wszystkim na to, że formalny stan wojny uniemożliwiłby Ukrainie otrzymywanie kredytów Międzynarodowego Funduszu Walutowego i gwałtownie pogorszyłby i tak złą sytuację gospodarczą kraju.