Te oceny Global BusinessTravel Asociation – Światowego Stowarzyszenia Podróży Służbowych, których znaczącą częścią są wyjazdy na kongresy i konferencje, dowodzą, iż turystyka biznesowa ma się dobrze.

Mimo pokryzysowych oszczędności i rozwoju nowych technologii, przedsiębiorcy i menedżerowie nadal chcą się spotykać twarzą w twarz – zwłaszcza, gdy jest do tego okazja w miejscach atrakcyjnych turystycznie. Na zaspokajającym tę potrzebę firm całym przemyśle spotkań bazuje od lat rozwój rynku turystycznych usług premium – w tym przelotów i wynajmu aut oraz dobrych hoteli i restauracji. Według amerykańskich przedstawicieli branży, firmy na świecie wydają ok. jednego procentu rocznych przychodów na spotkania oraz imprezy. Daje to kwoty, które w USA sięgają ok. 280 mld dolarów rocznie. Firmowe podróże i wydarzenia biznesowe to od lat najbardziej lukratywny, wysokomarżowy kawałek turystycznego tortu, o który dzisiaj biją się wszyscy – zarówno najbardziej rozwinięte kraje świata i ich stolice, jak również mniej znane regiony.

Polska na razie nie ma tu zbyt mocnej pozycji. Podobnie zresztą jak nasze czołowe w branży spotkań miasta. W najnowszym raporcie ICCA – Międzynarodowego Stowarzyszenia Kongresów i Konferencji, podsumowującym 2014 rok, nasz kraj pod względem liczby imprez uplasował się na dość odległym, 15. miejscu w Europie, ze 161 międzynarodowymi imprezami, w których uczestniczyło 44,4 tys. osób. Wygrały Niemcy, gdzie takich spotkań odbyło się w zeszłym roku 659, z ponad 264 tysiącami uczestników. W rankingu najbardziej popularnych w Europie miast dla lokalizacji międzynarodowych imprez (gdzie z 214 spotkaniami wygrał Paryż) Warszawa znalazła się na 22. miejscu, zaś Kraków na 31 – z 40 imprezami.

Nawet najbardziej sprawni organizatorzy spotkań biznesowych sami sobie nie poradzą. W tej branży jeszcze bardziej niż w „zwykłej" turystyce potrzebne jest wsparcie lokalnych władz, tym bardziej że najbardziej atrakcyjne duże kongresy i targi to wielkie wyzwania organizacyjne. Nie zawsze też przyjemne dla mieszkańców, zwłaszcza tych, którzy bezpośrednio nie zarabiają na imprezach, a nie zawsze wiedzą, że pośrednio korzystają z ich efektów. Godny polecenia jest więc krakowski pomysł, by w nowej strategii promocji miasta zadbać również o komunikację z jego mieszkańcami oraz by włączać lokalne władze do zabiegów o przyciągnięcie biznesowych imprez.

Awans w rankingu ICCA – gdzie Kraków i Warszawa mają jeszcze sporo przestrzeni do pięcia się w górę – to nie tylko kwestia prestiżu. Każdy szczebel w tym zestawieniu jest wart miliony euro.