Czy ślubujący dziś narodowi Andrzej Duda ma prowadzić kraj jak jego poprzednik – w sposób wyważony, w ślad za wizją i koncepcjami rządzącej koalicji – czy próbować zyskać większą autonomię, definiować cele po swojemu i próbować je realizować w praktyce?
Wszyscy mamy świadomość konstytucyjnych ograniczeń urzędu prezydenta. Wiemy, że poza polityką zagraniczną i obronnością niewiele może. Ale jest jeszcze inicjatywa ustawodawcza, jest poza tym nadzieja, że urząd prezydencki zostanie wyposażony w mocniejsze kompetencje. Zatem można się silić na budowanie własnych wizji państwa. Nie trzeba być tylko żyrantem politycznych planów lidera ugrupowania, z którego się wyszło.
Paradoksalnie to najważniejsze pytanie, jakie pojawia się przy ocenie prezydentur. W jakim stopniu dzierżyciele tego urzędu umieją oderwać się od politycznej wizji układu partyjnego, z którego wyszli? W jakim stopniu umieją się wsłuchać w potrzeby i poglądy najszerszych kręgów wyborców? I jakie wyciągają z tego wnioski? Oby Andrzej Duda to rozumiał.
Kiedy myślę o minionej prezydenturze Bronisława Komorowskiego, to mam coraz większe przekonanie, że jego urzędowanie symbolicznie zamyka ważną, ale już minioną epokę w historii Polski. „25 lat wolności", którym to obchodom poświęcił zresztą najwięcej uwagi, to epoka rodzenia się polskiej niepodległej państwowości. Epoka coraz bardziej słabnącego, ale do niedawna jeszcze żywego ducha pierwszej „Solidarności" i solidarnościowych podziałów.
Symbolicznie ojcowie tej Polski znaleźli miejsce w kancelarii prezydenta Komorowskiego. Zarazem jednak ta ćwierć wieku wyłoniła nowe pokolenie i nowe problemy, do których rozwiązania recepty z poprzedniej epoki nie mają już zastosowania.
Jeśli ktoś więc myśli, że Andrzej Duda ma przygotowany przez swojego politycznego patrona gotowy polityczny kod czy jakąś uniwersalną formułę, jest w błędzie. Będzie się musiał zmierzyć z nowymi zjawiskami, z miejscem Polski w ewoluującej Unii, sporem federalistów z nacjonalistami, a w kraju z nowym pokoleniem protestu, nowymi oczekiwaniami socjalnymi i tęsknotami za ekonomicznymi i państwowymi standardami Europy Zachodniej.