Jędrzej Bielecki: Nie skazujmy Ukrainy na powolne obumieranie

Trzy lata temu jeden telefon Baracka Obamy i Angeli Merkel wystarczył, aby prywatni wierzyciele darowali przeszło dwie trzecie zobowiązań, jakie miała wobec nich Grecja.

Publikacja: 26.07.2015 22:18

Jędrzej Bielecki

Jędrzej Bielecki

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

W Waszyngtonie i Berlinie uznano, że Ateny muszą pozostać częścią Zachodu. A fundusze kapitałowe się ugięły, bo miały zbyt dużo do stracenia na otwartym konflikcie z Białym Domem i urzędem kanclerskim.

Do Michaela Hasenstaba Barack Obama nie dzwoni. Menedżer amerykańskiego funduszu Templeton Franklin bezwzględnie sprzeciwia się więc odpisaniu znacznie mniejszych kwot od długu Ukrainy. Wie, że dla amerykańskiego prezydenta to zupełnie inny przypadek niż Grecja.

Owszem, amerykański prezydent nie chce, aby przygoda z wolnością rozpoczęta na Majdanie skończyła się spektakularnym bankructwem. To zbytnio zaszkodziłoby wizerunkowi jego zbliżającej się do końca prezydentury. Ale z tego powodu nie będzie też naruszał interesów potężnego lobby finansowego, od którego przychylności zależy w istotnym stopniu utrzymanie Białego Domu w rękach demokratów.

Ukraina będzie więc nadal skazana na powolne obumieranie. Jej gospodarka dostanie od MFW i innych instytucji Zachodu na tyle dużą pomoc, aby utrzymać się na powierzchni wody, ale zbyt małą, aby płynąć do przodu.

Finał takiej strategii jest aż nazbyt jasny. Ukraina tak bardzo się załamała, że jej cała gospodarka jest już mniejsza niż pięciomilionowej Słowacji. Coraz większa część jej obywateli żyje w prawdziwej nędzy, najbardziej dynamiczni i zdolni wyjechali albo mają taki zamiar. Podobnie jak dla Rosjan w czasach Jelcyna próba budowy liberalnej demokracji może się kojarzyć i nad Dnieprem z biedą i chaosem.

Taki scenariusz doprowadziłby do tego, że cały postradziecki świat będzie głęboko uprzedzony do Zachodu. A Barack Obama, który rozpoczął swoją kadencję od próby resetu z Rosją, do historii przeszedłby jako prezydent, który zapoczątkował nową zimną wojnę. Aby tego uniknąć, powinien zadzwonić do Hasenstaba. To nie jest zbyt wysoka cena za uratowanie marzenia o budowie demokracji i wolności, także na wschodzie Europy.

W Waszyngtonie i Berlinie uznano, że Ateny muszą pozostać częścią Zachodu. A fundusze kapitałowe się ugięły, bo miały zbyt dużo do stracenia na otwartym konflikcie z Białym Domem i urzędem kanclerskim.

Do Michaela Hasenstaba Barack Obama nie dzwoni. Menedżer amerykańskiego funduszu Templeton Franklin bezwzględnie sprzeciwia się więc odpisaniu znacznie mniejszych kwot od długu Ukrainy. Wie, że dla amerykańskiego prezydenta to zupełnie inny przypadek niż Grecja.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty