Do przeciwników układu, który obniża lub eliminuje cła na 18 tys. różnych kategorii produktów w 12 krajach basenu Pacyfiku należą bowiem zarówno przedstawiciele lewicy (w tym związku zawodowe i obrońcy środowiska), jak i konserwatyści. Zdaniem krytyków Partnerstwo Transpacyficzne będzie służyć przede wszystkim interesom wielkich korporacji, a w USA oznaczać będzie kłopoty dla małych firm i likwidację miejsc pracy. Takie właśnie argumenty wytoczył senator Bernie Sanders, kandydat na prezydenta Partii Demokratycznej wspierany przez lewe skrzydło swojego ugrupowania. "Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby w Senacie odrzucić TPP" – zapewnił na Tweeterze.

Z drugiej strony politycznej barykady republikanie krytykowali między innymi przepisy uniemożliwiające skarżenie przez spółki tytoniowe poszczególnych rządów za wprowadzanie restrykcji antynikotynowych. Senator Orrin Hatch, przewodniczący Komisji Finansów skrytykował także administrację, za niewystarczającą ochronę własności intelektualnej w zapisach układu. Wiele kontrowersji dotyczy także uzgodnień w sprawie opieki prawnej nad rynkiem leków. Pierwsze krytyczne głosy napływające z Kapitolu zapowiadają więc, że debata nad ratyfikacją może okazać się bardzo gorąca.

Na mocy nadanej prezydentowi Barackowi Obamie uprawnień do tak zwanej "szybkiej ścieżki" w negocjowaniu umów handlowych Kongres będzie mógł jedynie głosować nad ratyfikacją układu lub jego odrzuceniem, ale nie będzie miał prawa wprowadzać do niego żadnych poprawek. Biały Dom będzie dążył do jak najszybszego zatwierdzenia TPP, zanim nabierze rozpędu kampania wyborcza przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi.

Tomasz Deptuła (Nowy Jork)