Nad tym, co zrobić, by przy wykonywaniu zamówień publicznych były stosowane umowy o pracę, zastanawiali się uczestnicy debaty przygotowanej przez organizację Pracodawcy RP.
Władysław Kosiniak-Kamysz, minister pracy i polityki społecznej, zwracał podczas niej uwagę, że zatrudnienie przy zamówieniach publicznych na etacie jest po prostu dobrą inwestycją. Ci, którzy uzyskali takie zatrudnienie dzięki temu, że taki warunek postawili zamawiający, o wiele lepiej pracują, mają zupełnie inne nastawienie do pracy. Środki, które wydawałoby się, dodatkowo obciążą budżet – bo oferty firm zatrudniających na etatach będą zapewne wyższe od tych, które zatrudniają na tzw. śmieciówkach – i tak wrócą do budżetu w postaci opłacanych od etatów składek.
Minister administracji i cyfryzacji Andrzej Halicki podkreślał z kolei, że sytuacja, w której jedynym rozstrzygającym kryterium jest cena, powoduje tak naprawdę nieuczciwą konkurencję. Nawiązywał m.in. do przetargów, w których zatrudniająca tysiące pracowników poczta przegrywała z prywatnym operatorem.
Na to, że praktyka zamawiających się zmienia m.in. po nowelizacji prawa zamówień publicznych, która ogranicza stosowanie ceny jako jedynego kryterium, zwracała uwagę Izabela Jakubowka, pełniąca obowiązki prezesa Urzędu Zamówień Publicznych.
Uczestnicy konferencji komentowali jednak, że w grę wchodzą często pozorne dodatkowe kryteria, które niewiele zmieniają, nie przyczyniają się do podwyższenia jakości. Mówiono, że jako takie kryterium pojawiają się terminy płatności. Przekonywali, że trudno dziś konkurować na rynku o zamówienia publiczne solidnym firmom, stawiającym na jakość i ponoszącym uczciwe koszty pracy.