Wielka gra lub małe gierki

Film „Noc Walpurgi” to precyzyjnie wyreżyserowana tragedia czy popkulturowa zabawa tematem Holokaustu.

Aktualizacja: 22.09.2015 22:57 Publikacja: 22.09.2015 20:10

Philippe Tłokiński – tajemniczy gość w garderobie gwiazdy

Philippe Tłokiński – tajemniczy gość w garderobie gwiazdy

Foto: Aurora Films

Pro

Barbara Hollender

To brawurowy fabularny debiut Marcina Bortkiewicza. Odważny artystyczny eksperyment z wielką kreacją Małgorzaty Zajączkowskiej i świetnie dotrzymującym jej kroku Philippe'em Tłokińskim.

Szwajcaria, 30 kwietnia 1969 roku. Noc Walpurgi, czas duchów i złych mocy. Wielka diva Nora Sedler kończy śpiewać partię Turandot. Jest pewna siebie, arogancka, odbiera telefony od menedżera i kochanków, w rozmowach przechodząc z języka na język. Czuje się tak silna, że pozwala sobie na wulgarność i kaprysy. Naprzeciw niej młody człowiek podający się za dziennikarza „Paris Matcha", który chce z gwiazdą zrobić wywiad. „Noc Walpurgi" to zapis pojedynku, jaki będzie się między nimi toczył w operowej garderobie.

Po premierze „Wenus w futrze" Roman Polański mówił, że całe życie marzył, by wyreżyserować film tylko z dwojgiem aktorów. Marcin Bortkiewicz zrobił to w swojej pierwszej fabule, zrealizowanej na motywach sztuki Magdaleny Gauer.

W filmie każda minuta coraz bardziej odziera bohaterów z ról, jakie na siebie nałożyli, z fałszu. Kim naprawdę jest młody człowiek, który wdziera się do garderoby? A kim jest diwa? Co próbuje wymazać z pamięci? Na przedramieniu Nory są wytatuowane cyfry „80276". Kiedyś dostrzegł je amerykański reżyser. Naiwnie spytał: „Numer z obozu? Jakiego obozu?". „Harcerskiego, kurwa!" – rzuca rozwścieczona Sedler, opowiadając tę historię.

W noc Walpurgii budzą się demony. Piosenka z radia „O, mein papa" przywołuje wspomnienia z czasu Holokaustu, Auschwitz, łódzkiego getta i Wielkiej Szpery, gdy masowo wywożono do obozów dzieci poniżej dziesiątego roku życia. Wracają wspomnienia. Koszmar. Strach. Poniżenie. I zła miłość, którą śpiewaczka chciałaby wypchnąć z pamięci. Podszyta erotyzmem gra z młodym interlokutorem wymyka się Norze spod kontroli, staje się coraz bardziej ryzykowna.

Genialną kreację tworzy Małgorzata Zajączkowska, która przekracza wszelkie bariery aktorskiego bezpieczeństwa. W pierwszej scenie wchodzi do garderoby w kostiumie wielkiej żaby z płetwami („nowatorski" pomysł reżysera) i w tonach makijażu. Potem zmywa z twarzy puder i szminki, zrzuca kolejne maski, aż zostaje psychicznie naga, całkowicie bezbronna. Sztuczność, która na początku razi, okazuje się potrzebna. Tym mocniej wybrzmi potem prawda. Teatr zamieni się w życie.

„Możesz napisać operę o Auschwitz – zaśpiewam. Możesz postawić baraki na scenie, sprowadzić błoto z Oświęcimia. Ale i tak tego nie zrozumiesz" – powie diwa do chłopaka. W oczach ma już wtedy tylko ból. Dziś tamto pokolenie odchodzi. Co o nich wiedzieliśmy? Co wiemy o traumach następnych pokoleń? Zajączkowskiej świetnie partneruje Philippe Tłokiński. On też kryje w sobie niespełnienia i tajemnice.

„Noc Walpurgi" to wielkie ryzyko i tym większa wygrana. Świetny debiut Marcina Bortkiewicza, który udowodnił, że potrafi znakomicie poprowadzić aktorów. I że sam jest artystą nietuzinkowym.

Kontra

Jacek Marczyński

Najbardziej denerwuje fakt, że reżyserowi „Nocy Walpurgi" wydaje się, iż nakręcił wielki dramat. A jego film to tylko formalna zabawka, do tego żerująca na tragicznych wydarzeniach XX wieku.

Już pierwsza scena budzi podejrzliwość. Oto rok 1969, w teatrze w Szwajcarii dobiega końca „Turandot" Pucciniego. Słychać entuzjastyczne oklaski, po chwili pojawia się słynna śpiewaczka, która w przedstawieniu święci triumfy w tytułowej roli chińskiej księżniczki. Ubrana w kostium wielkiej białej żaby, człapie niezdarnie w płetwach po schodach prowadzących do garderoby.

Każdy, kto choć pobieżnie zna współczesny teatr, musi wiedzieć, że w latach 60. ten rodzaj reinterpretacji klasyki nie mógł się zdarzyć. A jeśli nawet reżyser podjąłby podobne ryzyko, na pewno nie spotkałoby się ono z entuzjastycznym przyjęciem konserwatywnej, szwajcarskiej publiczności operowej.

Scena z płetwami ma surrealistyczny klimat, co daje nadzieję, że Marcin Bortkiewicz nie zamierza serwować filmu realistycznego, lecz kreację artystyczną, w której wszystko może się zdarzyć. Gdy jednak primadonna Nora Seidler podejmuje erotyczną grę z młodym dziennikarzem, „Noc Walpurgi" szybko dryfuje w stronę taniego realizmu. A potem próbuje wstrząsnąć brutalnością wspomnień z czasów Holokaustu.

Mamy więc opowieść o zabijaniu okrutnej kapo drewnianymi chodakami w Auschwitz, obraz żydowskich dzieci wywożonych pociągami, wspomnienia Nory z getta, w którym spotkała dawnego scenicznego partnera w mundurze SS. A jednak nie robią one na niej wrażenia. By zrozumieć dlaczego, warto odwołać się do wydanej niedawno książki o Hannie Krall.

Wybitna pisarka, analizując w niej reportaż Józefa Mackiewicza o Zagładzie, twierdzi, że ten tekst nie robi już wrażenia, ponieważ pewne słowa przez lata się zużyły. Dziś – uważa Hanna Krall – pisząc o Holokauście, trzeba eliminować słowa zużyte, im mniej literackości, tym silniejszy efekt.

Stwierdzenie to można odnieść do filmu Bortkiewicza, który posługuje się wielokrotnie wykorzystanymi przez innych, zużytymi obrazami i sytuacjami. Jako tragedia „Noc Walpurgi" jest wtórna, z poszczególnych składników nie układa się nowa jakość. To jedynie postmodernistyczna układanka znanych tematów, ubranych przez reżysera w operowo-teatralny kostium, popkulturowa zabawa Holokaustem.

Rozpisana niemal wyłącznie na dwójkę bohaterów „Noc Walpurgi" rozczarowuje również jako tworzywo dla aktorów. Philippe Tłokiński w roli dziennikarza jest bezbarwny, zresztą ten bohater w scenariuszu został ujęty w sposób konwencjonalny, jego przemiany są łatwo przewidywalne. Małgorzata Zajączkowska jest zrzędliwa i liryczna, erotycznie wyuzdana i dziecinnie bezbronna, stopniowo odkrywając tajemnice swego życia. Poszczególne epizody sprawiają jednak wrażenie kolejnych etiud aktorskich, w których Małgorzata Zajączkowska pokazuje bogactwo warsztatu, ale scenariusz nie daje szans na stworzenie prawdziwie przejmującej postaci.

Pro

Barbara Hollender

Pozostało 100% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Biedne istoty” i sprawa sexworkingu. Oscarowa produkcja już w Disney+
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach