Z uwagi na zaostrzające się unijne normy środowiskowe w zakresie stosowania najlepszych dostępnych technologii do końca dekady wytwórcy prądu mogą wycofać 7 tys. MW mocy, a do 2030 r. – nawet 12 tys. MW. To oznacza konieczność oddania do użytku ok. 17 tys. MW w ciągu 15 lat (nie licząc już budowanych 6 tys. MW).
Branża energetyczna mówi wprost – przy obecnych cenach energii i obranym przez Brukselę kursie nie ma sygnałów rynkowych ani regulacyjnych zachęcających do budowania mocy węglowych.
Gazowych elektrociepłowni też nie opłaca się na razie odpalać ze względu na wciąż wysokie ceny błękitnego paliwa i brak długoterminowego systemu wsparcia kogeneracji. Świadczy o tym choćby przypadek nowej siłowni Tauronu w Stalowej Woli, która – zgodnie z zapowiedziami zarządu – ma być odpalona z rocznym opóźnieniem pod koniec 2016 r. Podobny poślizg zaliczy blok gazowo-parowy Orlenu we Włocławku.
Co do zasady eksperci radzą, by nie opierać bezpieczeństwa na gazie rosyjskim, ale zdywersyfikować jego dostawy, np. wykorzystując i rozbudowując już terminal LNG w Świnoujściu i wracając do koncepcji Baltic Pipe.
W bilansie kolejnych 15 lat raczej nie należy uwzględniać też atomu, bo projekt ma spory poślizg i nie uratuje nas przed spodziewanymi w najbliższych miesiącach i połowie przyszłej dekady niedoborami rezerw mocy. Minister energii Krzysztof Tchórzewski nie wyklucza go w długoterminowym miksie Polski. Co więcej, zarówno projekt jądrowy, jak i te konwencjonalne będą mogły liczyć na wsparcie państwa.