Wygląda to na prowokację, choć wyznaczając wiele miesięcy temu miejsce szczytu COP 21, francuskie władze nie mogły rzecz jasna przewidzieć przyszłości. W poniedziałek przywódcy 147 państw świata, w tym Barack Obama i Xi Jinping, spotkają się w centrum w miejscu po starym lotnisku Le Bourget. To tylko 2 km od Stade de France, gdzie dwa tygodnie temu wysadziło się trzech zamachowców-samobójców. Centrum mieści się przy autostradzie A1, tej samej, którą 13 listopada uciekał do Belgii Salah Abdeslam, dziś najbardziej poszukiwany terrorysta Europy. I przede wszystkim w środku Saint-Denis, cieszącego się ponurą sławą tzw. Departamentu 93, zdominowanego przez muzułmańskich imigrantów.
Od dwóch tygodni we Francji nie tylko obowiązuje stan wyjątkowy, ale także najwyższy stopień zagrożenia atakiem terrorystycznym. Jednak dopiero teraz Paryż zmienia się w oblężoną twierdzę. Władze sprowadziły z całego kraju 12 tys. policjantów. Będą ich wspierać żołnierze Legii Cudzoziemskiej uzbrojeni w karabiny maszynowe.
Prefektura policji zamknęła główne autostrady do stolicy, a także obwodnice 15-milionowej metropolii. To tędy z lotniska Roissy-Charles-de-Gaulle (na północy) i Orly (na południu) mają się przemieszczać do hoteli przywódcy państw świata.
Zostańcie w domach
Jean-François Carenco, prefekt regionu Ile-de-France, jeszcze dwa dni temu apelował do paryżan o zostawienie samochodów w garażach i korzystanie z transportu publicznego w drodze do pracy. Z tego powodu metro na czas COP 21 będzie za darmo. Ale w niedzielę Carenco zmienił zdanie. Prefektura „usilnie zaapelowała" o niekorzystanie z autobusów, pociągów czy właśnie metra, bo „ryzyko jest za duże". Władze proszą o pozostanie w domach. Zwróciły się do organizacji pracodawców Medef, by cin uznali nieobecność pracowników za usprawiedliwioną.
– Na listach podejrzanych o radykalizm islamski (tzw. kategoria S – Surete de l'Etat, bezpieczeństwo państwa) jest 10 tys. osób. Kontrolowanie ich wszystkich jest niemożliwe. Koncentracja ludności, także w metrze, jest więc niebezpieczna – mówi „Rzeczpospolitej" Jean-Charles Brisard, dyrektor Centrum Analiz Terroryzmu (CAT) w Paryżu.